Od 10 lat czekają w więzieniu na ostateczny wyrok

Wrocławski sąd apelacyjny ma we wtorek wydać wyrok w sprawie zabójstwa wałbrzyskiego antykwariusza sprzed 11 lat. Bez względu na to, jaki będzie, sprawa jest bulwersująca, bo kwestia winy dwóch oskarżonych budzi wątpliwości, a siedzą w więzieniu od blisko 10 lat. Wątpliwości są skutkiem błędów i niedociągnięć popełnionych przez policję i prokuraturę podczas śledztwa oraz braku precyzji kolejnych składów sędziowskich, które zajmowały się sprawą w Świdnicy i Wrocławiu. Oskarżeni – Radosław K. i Patryk R. – od początku przekonują, że są niewinni.

68-letni Henryk Ś. został zamordowany 16 marca 2000 roku w swoim antykwariacie przy ul. Garbarskiej w Wałbrzychu. Dosięgło go sześć pocisków: pięć kawałków grubego drutu wystrzelonych z broni własnej roboty i kula z pistoletu kaliber 9 mm. Nie wiadomo, co zginęło ze sklepu, poza notatkami, od kogo kupił jaki przedmiot. Sprawcy nie zdjęli jednak złotego roleksa z ręki ofiary ani nie zabrali 1600 zł, które antykwariusz miał w kieszeni.

Policja błądziła po omacku kilka miesięcy. Nie ustaliła, do kogo należą odciski palców zabezpieczone w sklepie (po części dlatego, że źle pobrano materiał porównawczy, czyli odciski palców od osób, z którymi chciano porównać znalezione w sklepie). Nie znalazła butów, których ślady zostały na zapleczu antykwariatu, ani broni. Nie potwierdziła ani nie wykluczyła wątku, że zabity był paserem.

Śledztwo nabrało tempa po reportażu o zabójstwie w programie „997”. Na policję zgłosiła się kobieta twierdząca, że jej syn widział trzech mężczyzn wchodzących i po kilku minutach wybiegających z antykwariatu, gdy doszło do zbrodni. Kobieta i syn zostali świadkami anonimowymi. Syn, czyli „świadek anonimowy nr 1” zeznał, że w trzecim biegnącym rozpoznał chłopaka, którego znał z widzenia – „Piranię”, czyli Radosława K. Po kilku miesiącach policja ustaliła, że drugim był Patryk R., a „jedynka” rozpoznał go na zdjęciu w 80 procentach. Trzeciego sprawcy nie ustalono.

Obaj podejrzani zostali oskarżeni o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. 16 grudnia 2002 roku Sąd Okręgowy w Świdnicy skazał ich na 25 lat więzienia. Nie ustalił motywu. Przyjął, że kierowała nimi chęć zysku lub żądza zemsty, bo nie lubili antykwariusza.

Wyrok utrzymał Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. A w czerwcu 2004 roku Sąd Najwyższy odrzucił kasację Radosława K. Ale trzy lata później przywrócił termin złożenia kasacji Patrykowi R., a gdy ten ją złożył w sierpniu 2009 roku SN skasował wyrok sądu apelacyjnego z 2003 roku. Werdykt uzasadnił tym, że nie wszyscy sędziowie ze składu wydającego wyrok zapoznali się z utajnionymi zeznaniami świadków anonimowych.

Jednak po kolejnym procesie sąd apelacyjny w listopadzie 2009 roku zawyrokował tak jak za pierwszym razem. SN znów skasował wyrok, uznając rację obrońcy mecenasa Jerzego Świteńkiego, że wiarygodność świadka anonimowego nr 1 należy zweryfikować, poddając go badaniom psychologicznym. SN nakazał też sędziom wyjazd do Wałbrzycha i osobiste sprawdzenie, czy z miejsca, gdzie – jak twierdzi „jedynka” – stał, mógł widzieć to, o czym zeznał.

Wtorkowy werdykt zostanie wydany już na podstawie tych ustaleń.

Komentuje Katarzyna Lubiniecka: Sądy w niemocy, oskarżeni w celach

Nie wiem, czy oskarżeni są winni, czy nie, ale wiem, że poszlakowa sprawa dotycząca ludzkiego życia powinna być dopięta na ostatni guzik. Tymczasem obnażyła słabość organów ścigania i sądów: policjanci źle zdjęli odciski palców i nie sporządzili protokołu z pierwszego przesłuchania świadka anonimowego. A prokurator świadka przesłuchał dopiero trzy miesiące po ustaleniu go przez policję i nie sprawdził, czy w ogóle mógł on widzieć zdarzenie, które relacjonował. W efekcie sąd apelacyjny dopiero teraz robi rzeczy, które powinny zostać zrobione już 11 lat temu.

Gdy czyta się uzasadnienie pierwszego wyroku, nasuwają się kolejne wątpliwości. Sędzia pisze np. tak: „Oskarżeni nie okazali żalu z powodu czynu, a postawa Radosława K. przyjęta w toku procesu świadczyła, iż pozbawiony jest emocji, dobrze przystosowuje się do życia w warunkach izolacji. Również wymiar kary przyjął ze spokojem i bez emocji, odwrotnie Patryk R., który siedział ze spuszczoną głową i tak opuścił salę rozpraw. To zachowanie oskarżonych było dodatkowym potwierdzeniem, iż są oni sprawcami zabójstwa”.

O takim uzasadnieniu powinni dowiedzieć się wszyscy potencjalni przestępcy, którzy powinni wiedzieć, że o ich winie może przesądzić reakcja na wyrok.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław

  1. Powyższy tekst zawiera sporo niedomówień. W kwietniu lub maju roku 2002 – jako oficer z wydziału kryminalnego KWP we Wrocławiu otrzymałem polecenie (na wniosek Prokuratury Okręgowej w Świdnicy) zajęcia się tą sprawą celem ustalenia i zatrzymania trzeciego (domniemanego) sprawcy zabójstwa antykwariusza. W tym czasie sprawa zbliżała się już do wydania wyroku (w Sądzie Okręgowym w Świdnicy). W toku podjętych przeze mnie czynności dokonałem operacyjnych ustaleń, z których jednoznacznie wynikało, że sądzeni chłopcy z zabójstwem nie mieli nic wspólnego. Kierownictwu KWP we Wrocławiu przedstawiłem raport (około 40 stron) w którym wykazałem wszelkie absurdy, jakich dopuściła się wałbrzyska policja, a także wskazałem motyw i faktycznych sprawców zabójstwa. Raport ten skierowałem chyba we wrześniu, ale z uwagi na termin wyrokowania, został on utajniony z zamiarem wykorzystania go, po wyroku. Wszyscy spodziewali się albo wyroku uniewinniającego, albo zwrócenia sprawy do uzupełnienia.

    Zapadł jednak wyrok skazujący. Ponownie ze sprawą zetknąłem się w 2005 roku (przebywałem już od 2003 r. na emeryturze), gdy na prośbę rodziny Radosława K. przeanalizowałem dostarczone mi akta procesowe. Na podstawie posiadanej wiedzy własnej (z czasów gdy sprawą się zajmowałem) i analizy akt procesowych sporządziłem wielostronicowe pismo do Komendanta KWP wskazując na potrzebę podjęcia działań skierowanych na ujecie prawdziwych sprawców. Sprawa pozostała bez odpowiedzi. Podobne pisma kierowałem (w imieniu skazanych) do Prokuratora Generalnego, Rzecznika Praw Obywatelskich – efekt jak wyżej. Przez pewien czas współpracowałem z Fundacją Helsińską, a nawet z samym prof. Rzeplińskim (dokonał on korekty pisma, jakie kierowałem do tych organów). Odbyłem spotkanie (kilkuminutowe) z posłanką Piterą (w jej biurze w warszawie), z którego wyszedłem z postanowieniem, ze już nigdy do żadnego posła o interwencję nie będę się zgłaszał.

    Opierając się na wiedzy dot. treści najważniejszych dokumentów operacyjnych i analizie dokumentów procesowych, wystąpiłem do Ministra Sprawiedliwości o wznowienie postępowania na podstawie art. 540 § 1 pkt 1 (po wydaniu orzeczenia ujawniły się nowe fakty nie znane przedtem sądowi, wskazujące na to, że skazani nie popełnili czynu) i SN zdecydował się na rozpoznanie tego wniosku. Zostałem zwolniony z tajemnicy służbowej i państwowej i dwukrotnie byłem przesłuchiwany w charakterze świadka przez Sąd Najwyższy. Wcześniej przesłuchał mnie prokurator z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy , ale pod kontem, czy podczas śledztwa policjanci nie naruszyli prawa.

    Sąd Najwyższy stwierdził, że wprawdzie podane przeze mnie fakty są prawdziwe, ale ponieważ jestem osobiście zainteresowany ( trakcie przesłuchania przyznałem, że faktycznie byłem „inicjatorem treści” kilku pism procesowych sporządzonych przez adwokata) i zaangażowany w sprawę, tak wiec moje zeznania nie zasługują na wiarę (sic!).

    Podczas kolejnego wertowania dokumentacji procesowej zwróciłem uwagę na z pozoru nic nie znaczący dokument i po dokładnej analizie jego treści doszedłem do wniosku, że Radosław R. został przez Sąd Apelacyjny we Wrocławiu wprowadzony w błąd, co do możliwości wniesienia wniosku o kasację. Ponieważ dysponowałem kserokopia tego dokumentu, mając pełnomocnictwo Patryka R. zwróciłem się do SA we Wrocławiu o potwierdzony jego odpis. Na tej podstawie napisałem Patrykowi R. wniosek o przywrócenie terminu do złożenia kasacji i są ten nie mając innej możliwości termin przywrócił.

    Napisałem też Patrykowi R. wniosek do Ministra Sprawiedliwości (Prokuratora generalnego) o wystąpienie o kasację wyroku, ale prokuratura Krajowa odpowiedziała, że nie widzi podstaw. Mimo, że wskazywałem na to, iż sędziowie sadu apelacyjnego (przy rozpoznawaniu apelacji skazanych) nie zapoznali się z protokołami przesłuchań świadków anonimowych, opierając się jedynie na odtajnionych wyciągach z tych protokołów. Wniosek taki oparłem na analizie uzasadnienia wyroku sadu apelacyjnego. Wskazałem tez i inne podstawy do apelacji. Ponieważ wniosek został odrzucony, jako całkowicie bezzasadny, treść tego wniosku przekazałem mec. Herdachowi, który na jego podstawie sporządził profesjonalny tekst kasacji. Kasacja ta została przyjęta. I dopiero w tym momencie, w sukurs mec. Herdahowi, przyszła kancelaria prawna „Świtenki i Partnerzy” z Wałbrzycha, wynajęta przez rodzinę. Byłem przesłuchiwany ponad 90 minut. Wyrok SA we Wrocławiu był dla skazanych niekorzystny i wszyscy trzej adwokaci złożyli apelacje. SN ponownie nakazał rozpoznanie sprawy i przesłuchanie świadka (którego przez cały czas wskazywałem), a także przeprowadzenie eksperymentu procesowego. Wskazał również, że SA winien dokonać korekty wyroku (względy proceduralne wynikłe z uchylenia jednego z art.k.k. na podstawie wyroku TK) i wyrok obniżyć do lat 15. Mimo, że przesłuchany świadek (którego również utajniono jako anonima) obalił zeznanie głównego świadka anonimowego, to sąd apelacyjny znów nie dał mu wiary i wyrok skazujący utrzymał, zmniejszać karę do 15 lat pozbawienia wolności. Od wyroku tego sporządzona została kolejna kasacja (niestety tym razem nie udało się wysłanie kasacji (opracowanej na podstawie moich wniosków, jak to było w przypadku poprzednich apelacji i kasacji) przez mec. Herdacha i SN złożone kasacje odrzucił.

    Pomimo, że skazani w tym momencie (ostatniego wyroku) odbyli ponad 10 lat pobytu w ZK, to do dnia dzisiejszego sąd penitencjarny 3 -krotnie odrzucił wnioski o przedterminowe zwolnienie. Skazani mają wyjątkowe dobre opinie, R. Krupowicz rozpoczął naukę w szkole średniej i zdał maturę. Ale siedzą dalej i czekają na kolejną wokandę.

    Tak wyglądała ta spraw w rzeczywistości, a to co napisałem nie oddaje całej złożoności prowadzonych czynności mających na celu naprawienie krzywdy i ustalenie sprawców. Do dnia dzisiejszego policja i prokuratura nie robi nic, aby tego trzeciego sprawce ustalić i zatrzymać. A fakt, ze 10 przez 10 lat trzymania jego „wspólników” nie doprowadziło do jego ustalenia, wskazuje, ze to nie oni byli tymi, co dokonali napadu i zabójstwa.

    Posiadam całą dokumentację tej „przegranej walki” wskazującą absurdalność podstaw, na których opierał się wyrok, jak tworzono dowody i poszlaki, i co czyniono, aby prawdę pod dywanem utrzymać.

    pod.insp. w st.spocz. mgr Janusz Bartkiewicz

  2. według mnie to zagrywki polityczne tamtych lat, a Radek poszedł siedzieć, bo Policja musiała zamknać sprawę. Ten człowiek jest niewinny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *