Adwokat wziął pieniądze i… nawet nie poszedł do sądu

– Trzeba mocno przegiąć, by znaleźć się na skraju wyrzucenia z naszych struktur – mówi rzecznik dyscyplinarny lubuskiej adwokatury. Do takiej „ściany” doszedł m.in. Andrzej Pleszkun, mecenas z Gorzowa, ostatnio bardziej znany jako wiceprezes Wiary Lecha. Adwokatura zawiesiła go, bo wziął pieniądze od klientki, a nawet nie założył sprawy w sądzie. Dziś w Lubuskiem jest tylko dwóch zawieszonych adwokatów. To Michał Łącki (działał na terenie Żar i Szprotawy) i Andrzej Pleszkun, adwokat z Gorzowa. To ciekawszy przypadek. 50-latek oprócz praktyki adwokackiej był mocno zaangażowany w działalność w stowarzyszeniu poznańskich kibiców Wiara Lecha. Pleszkun nie tylko jest wiceszefem tej organizacji, w wielu procesach przed polskimi sądami bronił stadionowych zadymiarzy.

Wziął pieniądze i nic nie zrobił

Dlaczego Pleszkun jest „zawieszony w czynnościach zawodowych”? Chodzi o sprawę pani Jolanty z Barlinka (30 km od Gorzowa) sprzed kilku lat. Wykłócała się ona z gminą o nieruchomość. Chciała założyć urzędnikom sprawę cywilną. Przyszła do Pleszkuna, ten zażyczył sobie 2,5 tys. zł honorarium. Zapłaciła. Adwokat nie tylko nie założył sprawy w sądzie, ale jeszcze informował klientkę o… postępach procesowych nieistniejącej sprawy. Pani Jolanta zreflektowała się jesienią 2009 r. i złożyła skargę do Izby Adwokackiej w Zielonej Górze.

– Wyrokiem sądu dyscyplinarnego z 2010 r. Pleszkun został skazany na rok zawieszenia za nienależyte prowadzenie sprawy klientki – wyjaśnia Błażej Kowalczyk, rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej (to organ Izby). – Co równie istotne, ignorował w tej sprawie władze adwokatury. Nie odpisywał na pisma, nie reagował na inne próby kontaktu ze strony izby adwokackiej. Nie ustosunkował się do skargi klientki – mówi rzecznik. Co ciekawe, gdyby tylko odpisał na skargę (nawet odmawiając komentarza), mógłby uniknąć kary. – Nie było dowodów, bo nie było akt sprawy – słyszymy w adwokaturze.

Wyrok lubuskiego sądu kilka miesięcy temu podtrzymał sąd w Warszawie. Pleszkun nie może wykonywać zawodu do końca marca przyszłego roku.

Gorzowski adwokat na wylocie?

Ale to nie wszystko. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, nad Pleszkunem wiszą nieprawomocne orzeczenia o kilkuletnim zawieszeniu, a nawet o… całkowitym wydaleniu z lubuskiej adwokatury. Wydał je w lutym tego roku sąd adwokacki w Zielonej Górze. Tu oprócz nieustannego ignorowania władz Izby dochodzi zarzut niezapłacenia swoich należności sądowych.

Także tym razem poszło o zatarg z jednym z klientów. Pleszkun wziął pieniądze od pani Agnieszki, ale – jak słyszymy w adwokaturze – zaniedbał sprawę. Klientce się to nie spodobało i poszła do gorzowskiego sądu rejonowego. Wygrała. Sąd zdecydował, że Pleszkun musi wypłacić jej… 555 zł. Adwokat unikał jednak swojej wierzycielki od marca 2010 do grudnia 2011 r. Pani Agnieszka poszła w końcu do komornika Ryszarda Króla. Ten próbował ściągnąć od adwokata pieniądze. Bezskutecznie.

– To plama na godności zawodu adwokata – orzekł sąd dyscyplinarny w Zielonej Górze w wyroku z lutego.

Gdy do tego orzeczenia przychyli się sąd działający przy Naczelnej Radzie Adwokackiej w Warszawie, Pleszkun zostanie dożywotnio wydalony z adwokatury i będzie musiał zmienić zawód.

Kancelaria po sąsiedzku z lumpeksem

Jego kancelarię można znaleźć w internecie. Są strony, na których opisany jest jako „adwokat czynny zawodowo”. Adres: Sikorskiego 22 w Gorzowie. Telefon na biurku wyłączony. Przy wejściu do usługowej kamienicy wisi lista najemców. Pośród biur rachunkowych, projektowych, ZAiKS-u i sklepu z odzieżą na wagę także szyld kancelarii. Idziemy na czwarte piętro. Byle kto nie wejdzie, trzeba dzwonić domofonem. Obok kancelarii dwa biura. Otwiera jeden z sąsiadów: – Ciężko go zastać. Co pewien czas ktoś przychodzi i odbija się od drzwi.

Pleszkun prowadzi kancelarię? – pytamy.

– Raczej nie tutaj. Może gdzie indziej ma biuro. Rzadko tu bywa – słyszymy od młodego chłopaka.

Od kilku dni próbowaliśmy się skontaktować z Andrzejem Pleszkunem. Nie odbierał telefonów.

Wyrzucenie z adwokatury to ostateczna ostateczność

Izba Adwokacka w Zielonej Górze skupia adwokatów i aplikantów z całego województwa lubuskiego oraz z Wolsztyna (Wielkopolskie), Myśliborza i Choszczna (Zachodniopomorskie). Słowem: dawne Gorzowskie i Zielonogórskie. W bazie jest 310 adwokatów, czynnie zawód wykonuje 280 (w tym 97 w Zielonej Górze i 70 w Gorzowie). Pozostali to głównie emeryci i prawnicy, którzy sami zrezygnowali z praktyki adwokackiej. Są też tacy, którzy wykonywanie zawodu adwokata muszą sobie odpuścić w wyniku decyzji sądu dyscyplinarnego.

– Mamy wewnętrzną kontrolę. Średnio raz do roku ktoś zostaje wyrzucony z naszej adwokatury, są też zawieszenia. To nie jest środek zapobiegawczy, tylko kara dyscyplinarna – opowiada „Gazecie” Błażej Kowalczyk.

Dlaczego adwokatura zawiesza i wyrzuca? – Wykonujemy zawód zaufania publicznego. Mamy swój kodeks. Ktoś go łamie – nie możemy odpuszczać. Chodzi o dobre imię całego środowiska – podkreśla rzecznik dyscyplinarny lubuskiej adwokatury.

Jak tłumaczy, adwokat musi mocno nabroić, by groziło mu wyrzucenie z adwokatury. – Może być tak, że o wydaleniu przesądzi jedna sprawa i poważne przewinienie – zaznacza Kowalczyk. – Ale zazwyczaj jest to ostateczność i do konieczności wyrzucenia dochodzimy, gdy mówimy o recydywie. Każdy może zbłądzić, to ludzka rzecz. Ale jak ktoś jest nierzetelny raz, drugi, trzeci, to nie mamy wyboru.

gazeta.pl

Jeden komentarz do “Adwokat wziął pieniądze i… nawet nie poszedł do sądu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *