Prokurator, wypadek oraz kumoterstwo w Temidzie

Zwykły proces sądowy o pieniądze odsłonił patologiczne układy w wymiarze sprawiedliwości. W najbliższą niedzielę w Telewizji Polsat zostanie wyemitowany kolejny odcinek programu „Państwo w państwie”, który powstaje we współpracy z „Pulsem Biznesu”. Przedstawimy sprawę kwalifikującą się na scenariusz niezłego thrillera prokuratorsko-sądowniczego. Prozaiczne przepychanki o zwrot pożyczki między dwoma drobnymi przedsiębiorcami przypadkowo odsłoniły obraz chorej solidarności zawodowej, kumoterstwa i nieudolności w polskim wymiarze sprawiedliwości. W centrum uwagi znalazł się prokurator Zbigniew Twardziewicz, któremu zalazł za skórę jeden ze spierających się przedsiębiorców, wspierając rodzinę ofiary wypadku, spowodowanego przez tegoż przedstawiciela Temidy.

— To była klasyczna zemsta prokuratora. Nie popełniłem żadnego przestępstwa. Prokurator Zbigniew Twardziewicz wykorzystał stanowisko prokuratorskie, aby załatwiać osobiste porachunki. Z akt mojej sprawy ginęły dokumenty, inne były podrabiane i antydatowane. Podmieniano protokoły przesłuchań. Nie pozwalano mi nawet zapoznać się z aktami sprawy. To była nagonka. Prokuratura i sądy to najpotężniejsze państwo w państwie. Odczułem to na własnej skórze — mówi bielszczanin Jerzy Jachnik.

Zwykły spór…

W 1994 r. pożyczył 38 tys. USD Janowi Niemczyckiemu, dobremu znajomemu.

Mimo zażyłości panowie roztropnie spisali umowę pożyczki. Pieniądze miały zostać zwrócone po tygodniu. W tym miejscu zaczyna się serial wzajemnych oskarżeń i pomówień o oszustwo. Gdy mijał termin spłaty długu, Jerzy Jachnik przebywał w szpitalu. Jan Niemczycki twierdzi, że całą kwotę oddał Jadwidze Jachnik, żonie pana Jerzego. Ta miała pieniądze wpłacić na swoje konto bankowe. Jachnik i jego żona temu zaprzeczają. Twierdzą, że pieniędzy nie odzyskali. Jachnik wystąpił do sądu o nakaz zapłaty. Sąd, bazując na umowie pożyczki, wydał nakaz zapłaty 38 tys. USD od Jana Niemczyckiego. Ten zawiadomił prokuraturę, twierdząc, że Jachnik to oszust. Prokuratura Rejonowa w Bielsku-Białej rozpoczęła dochodzenie. Na jej żądanie bank przedstawił informację o wpływie równowartości 38 tys. USD na konto żony Jachnika. Jednak Jachnikowie zaprzeczyli temu i przedstawili kontrdowody. Ot, zwykły spór o zwrot pożyczki, w którego rozstrzygnięcie zostały zaangażowane organy ścigania. Racje Jachnika zaczęły brać górę, a prokuratura — nie widząc przestępstwa — zamierzała sprawę umorzyć. Nie pozwolił na to Zbigniew Twardziewicz, nadzorujący śledztwo prokurator bielskiej Prokuratury Okręgowej. Czemu blokował umorzenie sprawy i uniewinnienie Jachnika? Czemu nie pozwala zamknąć postępowania karnego — mimo że o słuszności takiej decyzji przekonani byli prokuratorzy prowadzący tę sprawę?

— Działałem w stowarzyszeniu na rzecz pomocy ofiarom przestępstw. Przez kilka lat wspomagałem rodzinę człowieka, który zginął pod kołami samochodu prowadzonego przez pijanego prokuratora Twardziewicza. Pisałem pisma, opłacałem adwokata, interweniowałem u rzecznika praw obywatelskich. Zbigniewowi Twardziewiczowi włos z głowy nie spadł, bo miał plecy w prokuraturach i sądach zajmujących się jego sprawą. Nasze drogi przecięły się w mojej sprawie dotyczącej pożyczki. Wykorzystywał funkcję, by mnie ukarać za to, że ośmieliłem się dążyć do wymierzenia mu sprawiedliwości za śmiertelne przejechanie człowieka po pijanemu — oskarża Jerzy Jachnik.

…sądowa kołomyja…

W 1995 r. Zbigniew Twardziewicz pracował w Prokuraturze Rejonowej w Cieszynie. Prowadząc samochód, doprowadził do wypadku, w którym zginął bielski archeolog Stanisław Pawłowski. Policja tak nieudolnie postępowała, że dopiero po kilku godzinach od zdarzenia pobrała od sprawcy krew do badania zawartości alkoholu. Wynik: 0,4 promila. Prokurator zapewnił, że w czasie jazdy był trzeźwy, a wypił kilka łyków wódki ze stresu już po wypadku. Tego policjanci nie zauważyli. Prokurator został zawieszony w czynnościach na dwa miesiące, a prokuratorski sąd dyscyplinarny ukarał go naganą. Zbigniew Twardziewicz co prawda stracił stanowisko w prokuraturze cieszyńskiej, lecz awansował do Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej. Został jednak oskarżony o „umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym”.

Wydaje się, że sprawiedliwości stanie się zadość. Proces szedł jednak jak po grudzie. Wyrok zapadł dopiero po siedmiu latach. Prokurator został uniewiniony. Sąd tłumaczył, że z powodu błędów policjantów trudno było odtworzyć prawdziwy przebieg wypadku. Sprawa staje się medialna. Nadzór nad nią objęło Ministerstwo Sprawiedliwości, a proces zaczął się od nowa. Prokurator został skazany przez katowicki sąd na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3. Jednak nie zakazał mu wykonywania zawodu prokuratora mimo stwierdzenia, że „dalsze zajmowanie przez niego tego stanowiska zagraża ochronie praworządności”. Ministerstwo złożyło kasację do Sądu Najwyższego, domagając się wydalenia Zbigniewa Twardziewicza z prokuratury. Sąd Najwyższy skierował sprawę z powrotem do Katowic. Inny skład sędziowski nie dostrzegł konieczności wydalenia sprawcy wypadku z prokuratury, argumentując, że przez wiele lat przykładnie wykonywał obowiązki. Mimo skazującego wyroku Zbigniew Twardziewicz nadal pracuje w zawodzie i oskarża innych.

…salomonowy wyrok

Prokurator dwukrotnie nie pozwolił podległym prokuratorom umorzyć śledztwa przeciwko Jachnikowi o domniemane oszustwo w sprawie pożyczki. Nie zrobiło na nim nawet wrażenia wystąpienie w sądzie prokuratora Mateusza Wolnego, który analizując materiały sprawy, nabrał przekonania o niewinności Jachnika, obnażył błędy i nadużycia śledztwa, którego celem było skazanie Jerzego Jachnika na podstawie fałszywych dowodów. W konsekwencji prokurator Wolny sam popadł w kłopoty. Wszczęto przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne.

W 2009 r. sąd wydał salomonowy wyrok w sprawie Jachnika. Stwierdził, że nie można mu przypisać oszustwa, bo oskarżony był w pełni przekonany, że Jan Niemczycki nie zwrócił mu 38 tys. USD. Sąd uznał zarazem, że dowody wskazują na to, iż pieniądze zostały oddane.

— Pan Jachnik nie miał zamiaru nikogo oszukać. Mówiąc wprost: zapomniał, że pożyczka została mu zwrócona — pointuje Małgorzata Borkowska, zastępca prokuratora okręgowego w Bielsku-Białej.

Co ma do powiedzenia prokurator Zbigniew Twardziewicz? Reporterowi Polsatu tłumaczył, że jedynie domagał się uzupełniania postępowania przeciwko Jachnikowi i nie widzi podstaw do przeproszenia go za cokolwiek.