Tysiąc złotych grzywny za… zdjęcie z ruletką. „Zakazana promocja hazardu”

Gdyby przypadkiem przyszło wam do głowy wrzucić do sieci zdjęcie z ruletką, kartami albo kośćmi… Nie róbcie tego! No, chyba że macie ochotę na odwiedziny celników

Przed kilkoma dniami pan Marcin z Piotrkowa Trybunalskiego znalazł w skrzynce pocztowej list z sądu. Lektura pisma nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Wyrokiem z 23 czerwca sędzia nałożył na mężczyznę tysiąc złotych grzywny w trybie nakazowym. Tak kończy się, przynajmniej w pierwszej instancji, przygoda pana Piotra z Urzędem Celnym w Piotrkowie.

Zaczęła się niewinnie od strony internetowej, gdzie mieszkaniec Piotrkowa publikował prywatne zdjęcia. Jak opowiadał „Dziennikowi Łódzkiemu” np. z gwiazdami, bo lubi się pochwalić. Okazji do zrobienia zdjęć nie brakowało, bo w przeszłości pracował jako DJ i wodzirej. Na jednej z imprez zrobił sobie zdjęcie przy stole z ruletką. Gdy wrzucił je do internetu, odwiedziła go delegacja służby celnej.

– Pomyślałem, że to dowcip, ale szybko okazało się, że jednak nie. Dowiedziałem się, że promuję hazard, łamię ustawę antyhazardową i jestem podejrzany o wykroczenie skarbowe. Nie napisałem na stronie internetowej nic, co zachęcałoby do hazardu. Ruletka pojawiła się w normalnym lokalu, gdzie byłem na imprezie integracyjnej. Ja nawet nigdy nie byłem w kasynie – opowiadał łódzkim mediom.

Celnicy wezwali pana Marcina na przesłuchanie. – Postawiono mi zarzuty promowania gier hazardowych. Zaproponowano mi mandat, ale nie powiedziano w jakiej wysokości. Okazało się, że za publikację zdjęcia z ruletką grozi mi do 3,3 tys. zł kary. Odmówiłem przyjęcia. Urzędnicy, z którymi rozmawiałem, byli bardzo mili, złego słowa nie mogę na nich powiedzieć. To przepisy są nie takie jak trzeba – dodaje.

Konsekwencje „reklamowania gier i zakładów wbrew przepisom ustawy hazardowej” określa kodeks karny skarbowy. Pan Marcin odpowiadał z art. 110a. Przepis mówi: Kto zleca, prowadzi, umieszcza reklamę lub promocję gier cylindrycznych (np. ruletka), podlega karze grzywny w wysokości 720 stawek dziennych (określa ją sąd na podstawie dochodów sprawcy). Identyczne konsekwencje grożą ludziom promującym grę w karty, w kości, na automatach i zakłady.

– Wiele osób wstawia zdjęcia z wieczorów kawalerskich czy panieńskich z kasyna. Przecież to nic złego. Nie rozumiem tych przepisów – komentuje pan Marcin. Zapowiada, że od wyroku się odwoła.

– Sytuacja, w której znalazł się mieszkaniec Piotrkowa, może budzić zdziwienie. Tym bardziej że aby mówić o przestępstwie, przepisy wymagają wykonywania czynności reklamowania i promowania gier. Ale jak widać, można interpretować je szeroko, co daje, niestety pole, do nieporozumień – komentował na łamach „Dziennika Łódzkiego” mecenas Piotr Kaszewiak.

– Gdyby fotografię w sieci z wyjazdu integracyjnego z ruletką w tle uznać za promocję czy reklamę gier hazardowych, to jesteśmy o krok od ścigania aktorów wcielających się w rolę Jamesa Bonda czy pary, która chwali się zdjęciami z podróży poślubnej w Las Vegas – dodaje prawnik.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16449722,Tysiac_zlotych_grzywny_za____zdjecie_z_ruletka___Zakazana.html#ixzz3CBPuYt9H

Skroił 42 miliony, a zapłaci tylko 10 tys.

Na 10 tys. zł grzywny skazał we wtorek łódzki sąd Andrzeja Pęczaka. Były poseł SLD odpowiadał za wyprowadzenie pieniędzy ze swoich rachunków bankowych. Zarzut ma związek ze sprawą niegospodarności w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska w Łodzi. Na chybionych inwestycjach fundusz stracił ponad 42 mln zł, a Pęczak był jednym z podejrzanych o spowodowanie tych strat (w styczniu tego roku został prawomocnie skazany na trzy lata i osiem miesięcy więzienia).

Ponieważ groziło mu nawet 100 tys. zł grzywny i obowiązek naprawienia szkody, prokuratura zabezpieczyła jego majątek – w tym pieniądze na rachunkach bankowych. Okazało się, że mimo komorniczej blokady Pęczak wypłacał pieniądze. Na początku października 2004 r. podjął z konta 16,5 tys. zł i przelał na inny rachunek. Stamtąd około 3 tys. zł przekazał na konto Parlamentu Europejskiego w Luksemburgu, a ponad 14 tys. zł wypłacił.

Przed pierwszą rozprawą były poseł konsekwentnie nie przyznawał się do zarzutów i odmawiał odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. W sądzie nastąpił jednak nieoczekiwany zwrot – Pęczak za pośrednictwem swojego adwokata potwierdził wszystkie ustalenia przedstawione przez prokuraturę w akcie oskarżenia i choć unikał sformułowania „przyznanie się do winy”, złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze 7 tys. zł grzywny.

Na taką kwotę nie zgodziła się obecna na sali prokurator, która zażądała podwyższenia grzywny do 10 tys. Pęczak na tę propozycję przystał. Poprosił o rozłożenie mu tych 10 tys. na raty i oświadczył, że liczy na pomoc finansową córki.

Sąd przychylił się do wniosku i wymierzył Pęczakowi 10 tys. grzywny. Wyrok nie jest prawomocny.

Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź

Z sądu: miasto zapłaci 7 mln zł za błędy urzędników

Ponad siedem milionów złotych odszkodowania mają zapłacić władze Łodzi firmie, która wybudowała czterogwiazdkowy hotel Ambasador Centrum – tak postanowił łódzki sąd okręgowy. Ta kwota ma wynagrodzić hotelarzom straty, jakie wynikły z poślizgu w budowie. Bo zdaniem sądu opóźnienie to było spowodowane błędami miejskich urzędników.

Cegal to rodzinna spółka działająca na rynku od kilkunastu lat. Należy do niej trzygwiazdkowy hotel Ambasador przy ul. Kosynierów Gdyńskich, a w listopadzie ubiegłego roku otworzyła Ambasadora Centrum przy al. Piłsudskiego. To drugi w Łodzi czterogwiazdkowy hotel. Oferuje gościom 143 pokoje, w tym cztery apartamenty. Na parterze są basen, trzy sauny i jacuzzi, a na piętrze pięć sal konferencyjnych.

Inwestor twierdzi, że hotel powstałby półtora roku wcześniej, gdyby nie błędne decyzje urzędników. W 2003 r. firma wystąpiła o tzw. warunki zabudowy. Po czterech latach okazało się, że decyzja nie jest prawomocna: urzędnicy popełnili błędy, które sprawiły, że całą procedurę trzeba było rozpocząć od nowa. To doprowadziło do poślizgu w budowie i strat, bo wzrosły ceny materiałów budowlanych, a Cegal zaczął zarabiać na hotelu później, niż planował. Początkowo domagał się ponad 17,3 mln zł odszkodowania, ostatecznie żądania ograniczył do 13,7 mln zł.

Miasto nie chciało uznać roszczeń. Jego pełnomocnik przekonywał, że inwestor przyczynił się do tej sytuacji. Ale sędzia Marek Kruszewski nie miał wczoraj wątpliwości: – Roszczenie powoda jest słuszne co do zasady.

Uznał, że urzędnicy prowadzący sprawę warunków zabudowy dla nowego hotelu złamali prawo. Wydali decyzję, ale odwołali się od niej właściciele sąsiedniej nieruchomości. Urzędnicy powinni się tym zająć dalej, ale tego nie zrobili. – W ten sposób naruszyli przepisy, które nakazują organowi administracji nadanie biegu odwołaniu w terminie tygodnia – tłumaczył sędzia Kruszewski. – Takie bezprawne działanie było źródłem opóźnienia w inwestycji i strat, które poniósł inwestor.

Wyliczając odszkodowanie, sąd oparł się na zleconej w czasie procesu opinii biegłego. Nakazał miastu wypłacić firmie Cegal 1,3 mln zł odszkodowania za wzrost kosztów budowy. Utracone dochody z powodu poślizgu w otwarciu hotelu wyliczył na ponad 5,8 mln zł. Do tego dochodzą ustawowe odsetki za różne okresy. Gmina została też obciążona kosztami procesu w wysokości niemal 50 tys. zł.

Sąd podkreślił, że właściciel hotelu wygrał proces, ale tylko w połowie. Firma chciała odszkodowania za utracone korzyści do końca kwietnia 2010 r., sąd przyznał je tylko do grudnia 2009 r., bo uznał, że Cegal nie udowodnił swoich strat po tym czasie.

Wyrok nie jest prawomocny. Współwłaściciele firmy Cegal zapowiedzieli apelację. – Wysokość odszkodowania nie jest satysfakcjonująca – mówiła pełnomocnik firmy Anna Barańska. – Wyliczając je, sąd nie wziął pod uwagę dokumentów, jakie złożyliśmy, czyli umowy z wykonawcą hotelu i faktur.

Władze Łodzi z dalszymi decyzjami będą czekać do czasu, gdy dostaną pisemne uzasadnienie wczorajszego wyroku. – Orzeczenie nie jest dla gminy niekorzystne – uważa Marcin Masłowski z biura prasowego Urzędu Miasta Łodzi. – Odszkodowanie przyznane przez sąd jest dwa razy niższe niż kwota główna, jakiej żądali powodowie.

gazeta.pl