Strażnicy gminni na łowach w Kłomnicach. Wlepili aż 7 tys. mandatów – bezprawinie?

Strażnicy gminni z Mykanowa wystawili bezprawnie blisko 7 tys. mandatów za przekroczenie prędkości – ocenił Śląski Urząd Wojewódzki. Sprawa trafiła do prokuratury, ale ta nie dopatrzyła się przestępstwa. Pewien częstochowianin wpadł w sidła fotoradaru na terenie gminy Kłomnice i dostał mandat od strażników gminnych z… Mykanowa.

Nie chciał zapłacić kary i złożył skargę do wojewody śląskiego. Ten skierował do Mykanowa kontrolerów, którzy wykryli wiele nieprawidłowości dotyczących stosowania fotoradarów.

Mandat to mandat. Płać, człowieku!

Generalnie wykryto, że od lipca 2011 roku do końca marca 2013 roku tamtejsi strażnicy wystawili w sąsiedniej gminie blisko 7 tys. mandatów z naruszeniem obowiązujących przepisów.

Jak do tego doszło? Otóż przed trzema laty władze Kłomnic podpisały porozumienie z Mykanowem, w myśl którego mykanowscy strażnicy dostali zgodę na wystawianie fotoradaru na sąsiednim terenie. I zaczęli działać.

Tymczasem kontrola wojewody wykazała, że podpisując międzygminne porozumienie, zapomniano w regulaminie straży w Mykanowie dokonać wpisu o upoważnieniu do kontroli fotoradarem, także na terenie Kłomnic. Zdaniem kontrolujących takiego wpisu w regulaminie straży gminnej mogła dokonać tylko Rada Gminy Mykanów. To był najpoważniejszy zarzut. Ponadto w kilkunastu innych przypadkach wytknięto mykanowskiej straży nienadążanie za zmianami w przepisach.

Po kontroli w Mykanowie wojewoda śląski, który sprawuje nadzór nad strażami gminnymi i miejskimi, poprosił Śląską Komendę Wojewódzkiej Policji, aby ta skierowała sprawę do prokuratury. I tak się stało. Prokurator miał zbadać, czy komendant straży w Mykanowie przekroczył uprawnienia służbowe i działał na szkodę interesu publicznego bądź prywatnego.

Równolegle sprawca całego zamieszania, czyli wielokrotnie karany za szybką jazdę częstochowianin, nie przyjmując mandatu, miał sprawę w sądzie. Ten uznał, że nawet gdy mandat był wystawiony bez administracyjnego upoważnienia na terenie gminy Kłomnice, to ten fakt nie zwalnia od odpowiedzialności za popełnione wykroczenie. I skazał mieszkańca Częstochowy na karę grzywny.

Podobnie na sprawę patrzyła prokuratura. Uznała, że być może doszło do błędów administracyjnych, ale prawo karne nie zostało złamane. Stąd odmowa wszczęcia śledztwa. Co więcej, Dariusz Rowicki, szef mykanowskich strażników udowodnił w prokuraturze, że zanim przystąpiono do porozumienia między gminami, pytano o zgodę na używanie fotoradaru na drogach sąsiedniej gminy komendę wojewódzką policji. I takie upoważnienie zostało udzielone.

Dbają o bezpieczeństwo czy o gminny budżet?

Straż gminna w Mykanowie jest bodaj najczęściej kontrolowaną przez urząd wojewódzki jednostka w woj. śląskim. Niemal od początku jej działalności padają zarzuty, że zakupiono tam fotoradar nie z dbałości o bezpieczeństwo na drogach, lecz z troski o wpływy do gminnego budżetu. W 2010 roku kontrola z urzędu wojewódzkiego wykazała, że rok wcześniej w Mykanowie wystawiono 9052 mandaty kierowcom złapanym dzięki fotoradarowi na sumę 2,7 mln zł. Tymczasem w przypadku innych wykroczeń takich mandatów w ciągu całego roku wypisano raptem… 22.

Od 1 stycznia 2011 r. straż gminna (miejska) może dokonywać kontroli fotoradarami na wszystkich drogach na terenie zabudowanym, a poza tym terenem wyłącznie na gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Miejsca stawiania fotoradarów ma strażnikom wskazywać policja. Na drogach krajowych fotoradary mogą być instalowane wyłącznie przez Inspekcję Transportu Drogowego na wniosek samorządu. Wiele gmin – jak np. Żarki – na urzędowych stronach internetowych podaje nawet z miesięcznym z wyprzedzeniem miejsca i daty kontroli gminnym fotoradarem. Mykanów i Kłomnice tego nie robią.

Jak przed kilkoma dniami poinformował prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski trwająca kontrola radarów wykazała, że część z urządzeń, wbrew przepisom, jest umieszczana w miejscu, które nie zostało uzgodnione z policją.

– Nawet jeśli radary umieszczane były pod nadzorem policji, to strażnicy ustawiali tam urządzenia tylko na kilka minut – potem przenosili je w miejsca, gdzie nie powinny stać. – Przez większość czasu pracowały tam, gdzie można uzyskać wynik, czyli dużo mandatów. Po zakończeniu służby fotoradary znów wracały na miejsce ustalone z policją – dodaje Paweł Biedziak, rzecznik NIK. To oznacza, że urządzenie stoi nie w tych miejscach, gdzie dochodziło do wypadków drogowych, a tam, gdzie można łatwo namierzyć wielu kierowców przekraczających prędkość… NIK będzie kontrolował ustawienie radarów stacjonarnych i przenośnych do końca roku. Wyniki poznamy w pierwszej połowie 2014 roku.

Jednak kierowcy powinni wiedzieć, że nawet niezgodne z prawem ustawienie fotoradaru czy błędne zapisy w regulaminach straży nie zwalniają kierowców z obowiązku zapłacenia mandatu za zbyt szybką jazdę.

gazeta.pl

Pszczyna: Prywatne fotoradary do kontroli. Wolno karać kierowców?

Nadzieja dla 15 tys. kierowców, którzy złamali przepisy drogowe w Pszczynie. Na polecenie wojewody śląskiego policja skontroluje, czy tamtejsza straż miejska miała prawo karać kierowców sfotografowanych przez prywatne fotoradary.

W czwartkowej „Gazecie” (https://bezprawie.pl/?p=151) napisaliśmy, że władze Pszczyny wynajęły prywatną firmę Radarsystem, która wystawia własne radary na drogach. Jej pracownicy stają na poboczu nieoznakowanymi samochodami i polują na piratów. Potem przygotowują dokumentację potrzebną do wystawienia mandatu. Numery rejestracyjne namierzonych aut sprawdzają strażnicy miejscy, którzy zajmują się karaniem kierowców. Od marca prywatne fotoradary zrobiły 15 tys. zdjęć. Do wczoraj kierowcy zapłacili już 1,4 tys. mandatów na ponad 220 tys. zł. Prawie połowa tej kwoty trafi na konto Radarsystemu, z każdego mandatu firma ma bowiem 80 zł prowizji. Za resztę władze miasta chcą budować drogi, przejścia dla pieszych i montować nowe oświetlenie wzdłuż dróg.

Wczoraj policja na polecenie wojewody śląskiego zdecydowała się skontrolować pszczyńską straż miejską. Według Andrzeja Jaworskiego z Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego policjanci będą musieli sprawdzić, czy pracownicy prywatnej firmy mają dostęp do danych osobowych karanych kierowców. Zbadają też, jak wykorzystywane są wpływy z mandatów. – Zgodnie z przepisami w całości powinny zasilić budżet gminy. Tych pieniędzy nie można dzielić i przekazywać w części firmie wynajmującej fotoradary – mówi Jaworski.

Jeśli okaże się, że były jakieś nieprawidłowości, kierowcy, którzy już zapłacili mandaty, będą mogli wystąpić na drogę sądową, żądając zwrotu pieniędzy.

Jednak Tomasz Drąszkowski, wiceburmistrz Pszczyny, zapewnia „Gazetę”, że umowa z Radarsystemem jest zgodna z przepisami MSWiA, dostęp do danych osobowych mają wyłącznie strażnicy miejscy, a fotoradary mają homologację.

Tymczasem mieszkańcy Pszczyny są oburzeni, że prywatna firma poluje w mieście na kierowców. Założyli nawet Społeczny Komitet Obrony Kierowców, który skupia ukaranych mandatem. Zapowiadają też złożenie grupowego pozwu przeciwko władzom miasta. Oprócz tego na Facebooku stworzyli profil „Nie! dla fotoradarów w Pszczynie”. „Strażnicy miejscy powinni patrolować parki, a nie ścigać piratów drogowych” – podkreślają w internecie.

Kilka lat temu z pomysłu wynajęcia prywatnych fotoradarów wycofały się Tychy. – Testowaliśmy te urządzenia, ale uznaliśmy, że nie tędy droga. Nie sztuką jest polować na kierowców i karać ich mandatami. Postanowiliśmy położyć nacisk na prewencję – mówi Adam Draczyński, zastępca komendanta tyskiej straży miejskiej. Przed przejściami dla pieszych montuje się więc garby lub słupki, które uniemożliwiają parkowanie (dzięki temu piesi są widoczni z daleka), zakłada się barierki uniemożliwiające wtargnięcie pieszych i rowerzystów na przejście oraz tworzy przy głównych ulicach miejsca parkingowe, które spowalniają ruch samochodów. – I to przynosi efekty – podkreśla Draczyński.

Z fotoradarów zrezygnowało też Zawiercie, które jako pierwsze miasto w regionie podpisało umowę z prywatną firmą. Okazało się jednak, że z 3,5 tys. wystawionych mandatów udało się wyegzekwować tylko 100 tys. zł, z czego ponad połowa trafiła na konto firmy. W dodatku ściganie sfotografowanych kierowców sparaliżowało pracę strażników, którzy np. przez rok musieli szukać jakiegoś kierowcy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Pszczyna: Prywaciarz robi zdjęcia kierowcom. Od jednego ma 80 zł

Władze Pszczyny wynajęły prywatną firmę, która ustawia swoje fotoradary i łapie kierowców łamiących przepisy. Od marca zarejestrowała 15 tysięcy wykroczeń. – To maszynka do robienia pieniędzy. I to naszym kosztem – denerwują się mieszkańcy, którzy założyli Społeczny Komitet Obrony Kierowców

Na pomysł wynajęcia prywatnej firmy z fotoradarami wpadł Tomasz Drąszkowski, wiceburmistrz Pszczyny. Miał dość piratów pędzących po ulicach miasta. – Na zakup własnego fotoradaru oraz programu do jego obsługi nas nie stać, nieopłacalna była też dzierżawa. Zdecydowaliśmy, że poszukamy firmy, która zajmie się wszystkim od początku do końca – mówi wiceburmistrz.

Wybór padł na firmę Radarsystem z Gdańska. Od marca w wybrane dni pracownicy Radarsystemu przyjeżdżają nieoznakowanymi samochodami do Pszczyny i robią zdjęcia kierowcom przekraczającym prędkość. Zdarza się, że nawet nie wyciągają sprzętu, tylko fotografują z zaparkowanego na poboczu auta.

Urządzenia są ustawione w taki sposób, że rejestrują auta, które przekroczą dozwoloną prędkość o 21 km/h. Potem graficy Radarsystemu wywołują zdjęcia oraz przygotowują wnioski o ukaranie kierowcy mandatem. Tak opracowana dokumentacja trafia do straży miejskiej, która po numerach rejestracyjnych ustala właściciela auta i wzywa go do zapłacenia mandatu. Jego wysokość waha się od 200 do 500 zł. Radarsystem od każdego zapłaconego mandatu dostaje 80 zł. Zgodnie z podpisaną z władzami miasta umową w ciągu trzech lat (na tyle została zawarta) firma nie może jednak zarobić więcej niż 740 tys. zł.

Od marca dwa pracujące w Pszczynie prywatne fotoradary zrobiły zdjęcia 15 tysiącom kierowców, którzy złamali przepisy ruchu drogowego. Wśród nich jest wielu urzędników, policjantów i lokalnych VIP-ów. Do wczoraj strażnikom miejskim udało się wystawić 1,4 tys. mandatów na ponad 220 tys. zł. – Pieniądze z fotoradarów będziemy inwestowali wyłącznie w budowę nowych dróg, progów zwalniających, parkingów, malowanie pasów czy wymianę oświetlenia – mówi wiceburmistrz Drąszkowski. Nie spodziewał się, że aż tak wielu kierowców zostanie sfotografowanych przez fotoradary. Nie wyklucza więc, że od września zdjęcia będą robione tylko tym, którzy przekroczą prędkość o 30 lub 40 km/h. – Jednak pierwszy efekt osiągnęliśmy, bo ludzie zaczęli wolniej jeździć po mieście – mówi wiceburmistrz.

Mieszkańcom nie spodobał się jednak pomysł władz miasta. Uważają, że fotoradary to maszynka do robienia pieniędzy. Piszą skargi do burmistrza, na policję i zapowiadają, że przed wyborami będą prowadzili kampanię przeciwko obecnym władzom miasta. Ci, którzy zostali ukarani mandatami, założyli nawet Społeczny Komitet Obrony Kierowców. Zarzucają władzom gminy, że prywatne radary działają nielegalnie. „Sprzeciwiamy się, aby prywatna firma czerpała korzyści finansowe z naszych mandatów. Chcemy zgrupować jak najwięcej poszkodowanych kierowców i przygotować grupowy pozew sądowy” – czytamy na stronie internetowej komitetu, który wczoraj miał już 80 członków.

Wiceburmistrz Drąszkowski zapewnia, że umowa z Radarsystemem została zawarta zgodnie z prawem, a fotoradary mają wszelkie potrzebne homologacje.

– Gminy mogą zawierać umowy na użyczenie lub dzierżawienie fotoradarów – potwierdza Małgorzata Woźniak, rzeczniczka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Jednak z pojawienia się w mieście prywatnych fotoradarów nie jest zadowolona pszczyńska policja, która co miesiąc musi wydawać zgodę na ich ustawienie. – Najczęściej robią zdjęcia w rejonie DK1, gdzie złapanie jadącego za szybko kierowcy nie jest żadną sztuką – mówi aspirant Marek Cader z komendy miejskiej w Pszczynie. Jego zdaniem straż miejska powinna się zająć patrolowaniem miasta, a nie łapaniem piratów drogowych. – To są nasze kompetencje – podkreśla Cader.

Drąszkowski nie spodziewał się takiej niechęci mieszkańców do fotoradarów. Nie ma jednak zamiaru wycofywać się z umowy z Radarsystemem. – Nikt nie lubi płacić mandatów, ale przepisy są po to, aby ich przestrzegać – wyjaśnia. Szefowie Radarsystemu nie odpowiedzieli wczoraj na nasze pytania.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice