Nysa: Policjanci znęcali się na komendzie nad zatrzymanym.

Pięciu policjantów z Nysy zostało dziś prawomocnie skazanych za brutalne pobicie mężczyzny na komisariacie. Zatrzymali go, bo nie chciał ustąpić ich koledze miejsca przy stole bilardowym. Mężczyzna trafił na nyską komendę po awanturze w restauracji. Wraz z kolegą grał tam w bilard, obaj pili alkohol. Do restauracji przyszedł też policjant ze swoimi znajomymi i po kilku głębszych również postanowił zagrać. Mężczyzna ustąpić pola jednak nie chciał, wywiązała się szarpanina i policjant zadzwonił po swoich kolegów.

Dyżurny oficer wysłał na miejsce zdarzenia aż trzy radiowozy, a w protokole napisano, że funkcjonariusz został zaatakowany. Obaj mężczyźni zostali zabrani na komendę. Jednego z nich bito i kopano po całym ciele. Policjanci przykuli go do grzejnika, a jego głową uderzali o kaloryfer. Przez godzinę.

Młoda stażystka razem z innym policjantem nie dość, że nie reagowali na agresję, to jeszcze podburzali kolegów. Najbardziej doświadczony policjant, który miał wtedy czuwać nad całą komendą udawał, że nie słyszał krzyków. Ani razu nie opuścił dyżurki, by sprawdzić co się dzieje.

Policjanci grozili też pobiciem drugiemu mężczyźnie, by wymusić na nim odwołanie zeznań obciążających funkcjonariuszy.

Tego samego dnia, gdy mężczyzna został zwolniony do domu, rodzina zabrała go na obdukcję do szpitala, a potem prosto do prokuratury. Śledztwo rozpoczęto jednak ponad 20 dni od zgłoszenia. Tuż po tym, jak taśmy z monitoringu na komendzie zostały zniszczone, bo są przechowywane tylko przez 20 dni.

Zwrócił na to uwagę sąd I instancji. W lutym skazał dwóch policjantów za pobicie i znęcanie się oraz na grożenie pobiciem i nękanie. Dostali wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć. Sąd wymierzył wtedy także kary tym policjantom, którzy nie reagowali na to, co dzieje się na komendzie i wyśmiewali się z bitego. Funkcjonariusze dostali 10 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata i 4 miesięcy w zawieszeniu na dwa lata, a dyżurny, który nie reagował na krzyki bitego mężczyzny dostał 500 zł grzywny.

Obrońcy wszystkich policjantów złożyli apelacje, jednak sąd II instancji uznał je dziś za bezzasadne.

– Obrońcy skupili się na kwestionowaniu wiarygodności świadka, jednak zaznaczyć należy, że złożył on spójne, konsekwentne i stanowcze zeznania podczas przesłuchania, wizji lokalnej a potem przed sądem – uzasadniał sędzia Waldemar Krawczyk z Sądu Okręgowego w Opolu. Dodał, że nie może dać również wiary wersji, że mężczyzna został pobity w szpitalu czy potem w areszcie. – Protokoły i zeznania świadków są jednoznaczne w tej sprawie. Nie ma wątpliwości, że dotkliwych obrażeń doznał właśnie na komendzie – mówił sędzia.

Wyrok jest prawomocny. To oznacza, że dla żadnego ze skazanych funkcjonariuszy nie ma już miejsca w policji. Jak udało nam się dowiedzieć, trzech z nich wcześniej zostało wydalonych ze służby. Natomiast policjantka, która wtedy była na stażu oraz dyżurny zostaną zwolnieni teraz. – Z chwilą gdy akta sprawy i odpis wyroku trafią na komendę, zgodnie z ustawą o policji rozpoczniemy procedurę dyscyplinarnego zwolnienia tych osób – mówi mł. asp. Marcin Greń rzecznik nyskiej policji.

Źródło: Gazeta Wyborcza Opole

Warszawa: Prokurator chciał seksu od podejrzanej? Wpadł w bieliźnie

Uchylono immunitet stołecznemu prokuratorowi, który proponował seks podejrzanej, za co miałby umorzyć postępowanie przeciw niej. Obniżono mu też o połowę pobory.

W piątek sąd dyscyplinarny przy Prokuratorze Generalnym uchylił immunitet prokuratorski Konradowi P., co oznacza zgodę na postawienie mu zarzutu – poinformował prok. Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej. Zarazem w poniedziałek sąd o połowę obniżył uposażenie obwinionego – do czasu prawomocnego zakończenia sprawy.

Obie decyzje są jeszcze nieprawomocne, a Konrad P. może się od nich odwołać.

Młody prokurator dostał sprawę młodej kobiety, podejrzanej o kradzież w centrum handlowym. Miał zaproponować jej seks w zamian za umorzenie sprawy, na co kobieta miała się zgodzić, ale zarazem – powiadomić o tej propozycji organa ścigania. Przygotowały one operację tzw. kontrolowanego wręczenia „korzyści osobistej”.

W maju br. kobieta przybyła na umówione spotkanie do pokoju prokuratora (gdzie wcześniej zainstalowano kamery i mikrofony). Według „Dziennika-Gazety Prawnej”, policja i prowadząca sprawę prokurator mieli transmisję na żywo z gabinetu. Policjanci mieli wkroczyć, gdy Konrad P. był w samej bieliźnie. Został on zawieszony w czynnościach służbowych.

Śledztwo w sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Jej rzeczniczka prok. Renata Mazur powiedziała, że z chwilą prawomocnego uchylenia prokuratorowi immunitetu, śledczy przystąpią do czynności związanych z postawieniem mu zarzutu. Prokuratura nie udziela żadnych innych informacji, nawet tego, jaki to mógłby być zarzut.

Mógłby on dotyczyć art. 228 Kodeksu karnego, który przewiduje karę od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności dla tego, kto w związku z pełnieniem funkcji publicznej przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę. Jeśli wiąże się z tym „zachowanie stanowiące naruszenie przepisów prawa”, kara wynosi od roku do 10 lat. W wypadku „mniejszej wagi”, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo do 2 lat pozbawienia wolności.

W grę mógłby też wchodzić art. 199 Kodeksu karnego, który przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 3 dla tego, kto przez „nadużycie stosunku zależności lub wykorzystanie krytycznego położenia”, doprowadza inną osobę do obcowania płciowego lub do „innej czynności seksualnej”.

Po ewentualnym wyroku skazującym Konrad P. mógłby zostać nawet usunięty z prokuratury – o czym zdecydowałby sąd dyscyplinarny.

wp.pl

Rzeszów: Policjanci handlowali informacjami o wypadkach

Mechanizm był prosty. Agenci dużej firmy ogólnopolskiej (red. – jak ustaliliśmy nieoficjalnie chodzi o firmę EUCO z Legnicy) w imieniu ofiar zdarzeń drogowych ubiegali się o odszkodowania z towarzystw ubezpieczeniowych. Chcieli jak najszybciej dotrzeć do poszkodowanych. Na pomoc przychodzili policjanci. Tak twierdzi prokuratura.

– Agenci po otrzymaniu od funkcjonariuszy „drogówki” nazwisk poszkodowanych kontaktowali się z potem z nimi. Następnie podsuwali ofiarom wypadków drogowych lub kolizji do podpisania umowę, że pomogą im w walce o odszkodowanie z towarzystw ubezpieczeniowych – mówi „Gazecie” Damian Mirecki, szef Wydziału Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie, która prowadzi śledztwo w tej sprawie.

Firma reprezentowana przez agentów dostawała prowizję od ofiar wypadków. Agenci także. Im więcej umów mieli podpisanych, tym większy zysk. – W ciągu miesiąca potrafili zarobić w ten sposób nawet 5 tys. zł – opowiadają nam śledczy.

Prokuratura postawiła zarzuty przekroczenia uprawnień pięciu funkcjonariuszom „drogówki”: Marcinowi P. z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie, Dominikowi W. z policji w Nisku, Ryszardowi H. z Jedlicza, a także dwóm mundurowym ze Stalowej Woli: Witoldowi K. i Piotrowi K. Zarzuty usłyszał także były już stalowowolski policjant Łukasz W.

Jeden z podejrzanych funkcjonariuszy potrafił na miejscu wypadku nawet wręczać ofiarom wizytówki agentów. Z ustaleń śledczych wynika, że policjanci przekazywali nazwiska ofiar zdarzeń drogowych od marca do grudnia zeszłego roku. Na ich trop wpadli funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji (policja w policji).

Prokuratura podejrzewa, że za każdą informację o wypadku niektórzy policjanci dostawali od agentów od 50 do 100 zł. Śledczy sprawdzają również, czy mundurowi dostawali „prowizję” od wywalczonego odszkodowania przez agentów. Na razie mają dowody na to, że Marcin P. z KWP wziął blisko 800 zł łapówki.

Niektórym policjantom grozi do 3 lat więzienia, innym nawet 10 lat. Wszyscy są zawieszeni w czynnościach służbowych, mają zakaz opuszczania kraju. – Jeżeli zarzuty potwierdzą się w sądzie, to nie będziemy stosować żadnej taryfy ulgowej. Wszyscy funkcjonariusze stracą pracę – mówi nam Paweł Międlar z podkarpackiej policji.

Zarzuty w tej sprawie postawiono również agentom: Markowi P., Urszuli Sz. i Lucynie F. Jak udało nam się dowiedzieć nieoficjalnie Marek P. jest bratem policjanta Marcina P. Śledczy są również na tropie fałszerstw dokonywanych przez agentów. Ci działali też bowiem bez pomocy policjantów.

– Szukali w prasie i serwisach internetowych informacji o ofiarach różnych zdarzeń. Na przykład o kobiecie, która złamała nogę na śliskiej podłodze, agent napisał we wniosku o odszkodowanie, że wypadek miała przy pracy na roli – słyszymy w prokuraturze.

Prokuratura analizuje wiele dokumentów firmowych i sprawdza, ile mogło być podobnych przypadków. Niewykluczone są kolejne zarzuty, także wobec policjantów.

Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów

Konin: Obiektyw + policjant = kłopoty

Zatrzymanie przez policję, wizyta na komisariacie i mnóstwo nerwów – taki koszmar przeżył Tomasz Godlewski z Konina. Jak opowiada, chciał tylko zrobić zdjęcie własnego samochodu – ale policjanci uznali, że fotografuje ich akcję. Wtedy zaczęły się problemy. Jak opowiada Tomasz Godlewski, chciał tylko zrobić zdjęcie reklamy na swoim samochodzie. Pech chciał jednak, że znalazł się w pobliżu przeprowadzających akcję policjantów.

Zdjęcia nie zrobił, bo odległość była za duża. Ale funkcjonariusze uznali, że mężczyzna fotografuje właśnie ich. I zareagowali. – Policjant krzyczał, że mam mu dać telefon. Podszedł, złapał mnie za ramiona i chciał zabrać mi telefon. Nie pozwoliłem. Zostałem zatrzymany, wykręcono mi rękę i poprowadzono do radiowozu – relacjonuje mężczyzna.

Rozmowę, a raczej pyskówkę z policjantami w radiowozie Godlewski nagrał telefonem komórkowym.

Na filmie słychać rozmowę funkcjonariuszy z zatrzymanym. Wzburzony Godlewski pyta, na jakiej podstawie został zatrzymany. W odpowiedzi słyszy tylko pytania: „Proszę pana, a komu pan robił zdjęcia?!”

Kiedy odpowiada, że fotografował swój samochód, funkcjonariusze chcą zobaczyć ostatnie zdjęcie z jego telefonu. Godlewski odmawia. Policjant straszy, że jeśli okaże się, że na zdjęciu jest radiowóz to „założy mu inną sprawę”. Ale nie potrafi podać podstawy zatrzymania mężczyzny.
Mec. Łukasz Chojniak

W końcu powód się znajduje: „utrudnianie czynności służbowych”. Znajduje się też powód sprawdzenia telefonu – „podejrzenie, że telefon jest kradziony”.

Zamiast przeprosin – mandat

Godlewski przyznaje, że do dzisiaj czuje się bardzo niekomfortowo. Gdy policjanci go zatrzymali, nie miał nawet czasu zamknąć swojej firmy. Wszystko zostawił otwarte.

– W końcu stwierdzono, że telefon jest mój i żadnych zdjęć na nim nie ma. Zapytałem, kto mnie teraz przeprosi, co z moim honorem? – oburza się Godlewski. W odpowiedzi zaproponowano mu… mandat w wysokości 500 zł.

Mandatu oczywiście nie przyjął. Sprawa ma trafić do sądu grodzkiego. Na zakończenie przygody policjanci mieli dla pana Tomasza jeszcze parę dobrych rad: żeby na przyszłość nie reagował tak nerwowo, bo to znaczy, że ma coś na sumieniu.

Godlewski złożył skargę na zachowanie do komendanta policji w Koninie. Teraz prowadzone jest postępowanie wyjaśniające.

Prawnicy: zachowanie policjantów bezprawne

Przedstawiony w sprawie materiał wskazuje, że funkcjonariusze mogli przekroczyć uprawnienia, co jednoznacznie uprawnia do wszczęcia wobec nich postępowania dyscyplinarnego i to jest oczywiste minimum. Ale również trzeba się zastanowić nad tym, czy nie doszło tutaj do popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień
Mec. Łukasz Chojniak, adwokat

Prawnicy nie mają w tej sprawie wątpliwości. – Ten materiał jest druzgocący – ocenia adwokat Łukasz Chojniak. Według niego, zatrzymanie Godlewskiego było niesłuszne, a mężczyzna powinien domagać się zadośćuczynienia i odszkodowania. – Policjanci nie potrafili nawet wyjaśnić podstawy zatrzymania – komentuje Chojniak. – Jak widać, od 89 roku nic się nie zmieniło – dodaje.

Jak wyjaśnia, przypadkowe nagranie policjanta podczas wykonywania czynności służbowych nie jest naruszeniem prawa. – To po stronie policji leży zabezpieczenie poufności, jeśli funkcjonariusze nie chcą, by ktoś był świadkiem. Ale jeśli spotykam policjanta będącego w terenie i robię mu zdjęcie, to nie naruszam żadnego przepisu – dodaje.

– Przedstawiony w sprawie materiał wskazuje, że funkcjonariusze mogli przekroczyć uprawnienia, co jednoznacznie uprawnia do wszczęcia wobec nich postępowania dyscyplinarnego i to jest oczywiste minimum. Ale również trzeba się zastanowić nad tym, czy nie doszło tutaj do popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień – twierdzi adwokat.

jk/sk
Publikacja: 18:30 16.06.2010 / TVN24

Nysa: Burmistrz zatrzymana za korupcję!

Burmistrz Nysy Jolanta Barska oraz dwóch biznesmenów zostało zatrzymanych przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego, które sprawdza, czy burmistrz przyjęła łapówkę za wydanie pozytywnej decyzji administracyjnej.

Policjanci z Centralnego Biura Śledczego ustalili, że dwóch przedsiębiorców z Opolszczyzny mogło udzielić korzyści majątkowej Jolancie Barskiej w zamian za pozytywne załatwienie dla jednego z tych biznesmenów decyzji administracyjnej o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Dowody wskazują na to, że biznesmen z Namysłowa, wspólnie z pracownikiem jednego z koncernów naftowych w województwie opolskim, mogli sponsorować imprezę sportową wskazaną przez Barską.

Burmistrz Nysy

CBŚ zatrzymał podejrzewanych przedsiębiorców i oraz Barską. Funkcjonariusze przeszukali ich mieszkania i zajęli tymczasowo mienie w wysokości ponad 80 tys. złotych.

Podejrzani mężczyźni usłyszeli już zarzuty udzielenia korzyści majątkowej osobie pełniącej funkcję publiczną, a burmistrz zarzut przyjęcia korzyści majątkowej.

Prokurator okręgowy w Gliwicach, które prowadzi postępowanie zastosował wobec podejrzanych poręczenie majątkowe w wysokości 140 000 zł.

Podejrzanym grozi kara od 6 miesięcy do lat 8 pozbawienia wolności.

Źródło: Gazeta Wyborcza Opole