„Newsweek”: Prezes PiS interweniował ws. zięcia Lecha Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński pytał Zbigniewa Ziobrę, dlaczego mąż jego bratanicy został zatrzymany akurat w czasie kampanii parlamentarnej oraz dlaczego nie wolno mu wyjeżdżać z Polski – ustalił „Newsweek”.

W najnowszym „Newsweeku” przeczytamy o kulisach śledztwa przeciwko byłemu mężowi Marty Kaczyńskiej Marcinowi Dubienieckiemu. Były zięć nieżyjącego Lecha Kaczyńskiego jest podejrzewany o kierowanie grupą przestępczą, która wyłudziła 14 milionów z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Mężczyzna spędził 14 miesięcy w areszcie, ciąży na nim też zakaz wyjeżdżania z kraju.

Dubieniecki miał powiedzieć „Newsweekowi”, że kiedy prosił o uchylenie zakazu, prokurator sugerował mu, że „dobrze by było, gdyby takie polecenie przyszło z samej góry”. Tego samego dnia prezes PiS Jarosław Kaczyński miał wysłać pismo do Zbigniewa Ziobry, w którym pytał m.in. o powody zatrzymania Dubienieckiego w czasie kampanii parlamentarnej, o powody nałożenia na niego zakazu wyjazdu za granicę i o „wytwarzanie dokumentów mogących obciążyć jego najbliższych”.

Według „Newsweeka” na pytania odpowiedział Bogdan Święczkowski. Prokuratura odmówiła pokazania pisma, ale przekonuje, że Święczkowski nie ujawnił żadnych informacji ze śledztwa. Tygodnik przyjrzał się też osobie Barbary Pankiewicz – sędzi, która trzykrotnie – co w praktyce zdarza się bardzo rzadko – orzekała ws. aresztu dla podejrzanego.

gazeta.pl

Spóźniona sprawiedliwość. Po 21 latach odzyskał niecały 1 mln zł. Wcześniej stracił firmę, majątek i żonę

Przez bezprawnie naliczony przed laty podatek Jarosław Chojnacki stracił przedsiębiorstwo, dom, cały majątek i żonę, która z powodu problemów finansowych popełniła samobójstwo. Po 21 latach walki z urzędnikami celnymi współwłaścicielowi firmy Cristhine zwrócono nadpłacony podatek akcyzowy – niecały 1 mln zł – plus część odsetek.

Teraz Jarosław Chojnacki założyciel firmy Cristhine postanowił doprowadzić do tego, by urzędnicy gdyńskiej Izby Celnej (to służby celne zajmują się podatkiem akcyzowym), którzy doprowadzili do upadku jego firmę, ponieśli odpowiedzialność karną i odszkodowawczą. Wystąpił na drogę sądową.

Przedsiębiorstwo zajmujące się konfekcjonowaniem kosmetyków prowadził w Kartuzach wraz z żoną Krystyną. To ona opowiedziała mi historię ich firmy i poprosiła o dziennikarską interwencję. Tak powstał mój, jak się okazało, spóźniony reportaż „Jedna firma, jedno życie”.

Ostatni mail od Krystyny

Maj 2014 rok. „Ostatnią rzeczą, którą napisała moja małżonka, był mail do Pani. Uważała, że niesprawiedliwość dzieje się głównie w zaciszu gabinetów urzędniczych i wygłuszonych sal sądowych, dlatego bardzo liczyła na opublikowanie Pani artykułu w »Gazecie Wyborczej«. Dzisiaj już nie żyje, umarła w poczuciu niewyobrażalnej niesprawiedliwości. Proszę Panią o kontynuowanie sprawy” – napisał do mnie Jarosław Chojnacki dzień po śmierci żony.
Konfekcjonowanie nie produkcja

Chojnaccy w kosmetyczny biznes weszli na początku lat 90. Zachodni puder w dużych bryłach, tusz do rzęs i szminkę przepakowywali do eleganckich opakowań z logo swojej firmy. Sprzedawały się.

To był pierwszy rok obowiązywania akcyzy w III RP. To podatek pośredni nałożony na niektóre wyroby konsumpcyjne.

Płacą go kupujący, bo wliczany jest w cenę. Kosmetyki to towar akcyzowy. – Biznes szedł świetnie. Do momentu, kiedy pod koniec 1993 r. naszą firmę obłożono bezprawnie podatkiem akcyzowym, chociaż my nie produkowaliśmy kosmetyków, a jedynie je konfekcjonowaliśmy – opowiada Chojnacki.

– To, że nie łamaliśmy przepisów, we wrześniu 1993 r. potwierdził Urząd Skarbowy w Kartuzach. Ale trzy miesiące później, w grudniu, urzędnicy zmienili zdanie i naliczono nam 580 mln starych złotych podatku. Od razu zablokowano konta bankowe i zabrano z nich pieniądze.

Pierwszy raz z potyczki z fiskusem Chojnackim udało się wyjść cało. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił wtedy decyzję urzędu. Skarbówka się z nimi rozliczyła.

Ale w maju 1996 r. Ministerstwo Finansów wydało rozporządzenie, które mówiło o tym, że ci, którzy „powiększają wartość wyrobów”, muszą odprowadzać akcyzę. Chojnaccy nie wiedzieli, czy powiększają, więc poprosili ministra finansów o wykładnię prawną. Dowiedzieli się, że mają płacić wysoką akcyzę.

Co ciekawe, Chojnaccy pokazali mi decyzje skarbówki dotyczące innych firm ówcześnie konfekcjonujących kosmetyki, z których wynikało, że otrzymały inną interpretację przepisów, albo wprost umarzano im podatek.

Chojnaccy nie wytrzymywali konkurencji. Brali kredyty, by odprowadzać akcyzę. Popadli w kłopoty finansowe. I dalej walczyli przed sądami administracyjnymi, wydając pieniądze na prawników.

gazeta.pl

Sąd Najwyższy: awizo sądowe musi być precyzyjne

Awizo sądowe musi być precyzyjne. Wszelkie braki czy nieścisłości, nawet jeśli można ustalić, kto jest adresatem, dyskwalifikują doręczenie.

Tak mówi najnowsza uchwała Sądu Najwyższego, ważna, gdyż sądy wysyłają rocznie setki tysięcy przesyłek. Wiele z nich uznawanych jest za doręczone w formie awiza, nawet bez wręczenia adresatowi.

Adresat może oczywiście przyjąć przesyłkę sądową nieprecyzyjnie zaadresowaną, ale może ją też skutecznie zakwestionować – to jest istota uchwały.

Doręczenie zastępcze polega na tym, że jeżeli doręczyciel nie zastanie w domu adresata bądź jego domownika, zostawia w skrzynce awizo, a pismo czeka w placówce pocztowej siedem dni na odebranie. Jeśli nie zostanie w tym terminie odebrane przez adresata bądź jego pełnomocnika, operacja jest powtarzana jeszcze raz w całości. A w razie ponownego nieodebrania uznaje się, że doszło do zastępczego doręczenia, równie ważnego jak do rąk własnych. Od tego momentu biegną terminy procesowe, np. na złożenie apelacji.

Kwestia ta wynikła w sprawie o zapłatę 1,5 tys. zł zaległych opłat abonamentowych za korzystanie z kablówki, zerwanie umowy i zagubienie dekodera. Na podstawie faktur referendarz sądowy wydał nakaz zapłaty, który wysłano na adres pozwanej na nazwisko Anna L. zaczerpnięty z umowy sprzed kilku lat, ale awizowanie nie dało efektu, gdyż już tam nie mieszkała. Sąd wysłał nakaz pod nowy adres, ustalony w bazie PESEL, i stare nazwisko, choć już nosiła nazwisko męża (co ciekawe, już je miała, gdy podpisywała umowę, ale podała panieńskie). Tej drugiej przesyłki też nie odebrała, ale referendarz uznał doręczenie za skuteczne i nadał nakazowi klauzulę wykonalności, a komornik przystąpił do egzekucji.

Kobieta zaskarżyła czynności komornika (na podstawie art. 777 k.p.c.), wskazując, że nakaz nie jest prawomocny, gdyż nie został jej doręczony i nie mogła się odwołać. Rozpatrując skargę, Sąd Rejonowy w Grudziądzu powziął wątpliwość, którą zawarł w pytaniu prawnym do Sądu Najwyższego: Czy warunkiem uznania za skuteczne doręczenia zastępczego jest wysłanie przesyłki sądowej na aktualne nazwisko adresata?

Sąd Najwyższy do tej pory nie wypowiadał się w tej kwestii, a możliwe są dwa podejścia: rygorystyczne i liberalne. Rygoryzm, np. nazwisko panieńskie, może być okazją do nieodbierania przesyłek sądowych, z drugiej strony rygory awizowania stanowić mają gwarancję dla adresata, że zostanie prawidłowo zawiadomiony, choć pomyłek nie da się zupełnie uniknąć. Są zresztą jeszcze osoby, które sądzą, że nie może zapaść żadne orzeczenie sadowe bez obecności podsądnego, i nieraz się mocno rozczarowują.

Te wady awizowania były powodem wprowadzenia przed kilku laty podwójnego awizowania jako dodatkowej gwarancji dla adresata.

I to przeważyło, że Sąd Najwyższy przychylił się do rygorystycznego stanowiska.Uznał również, że jest to procedura wyjątkowa.

– Nie wystarczy zatem, że adresat może być mimo braków pewnych elementów zawiadomienia ustalony – powiedział w uzasadnieniu uchwały sędzia SN Jacek Gudowski..

I to potwierdza uchwała: Doręczenie w sposób przewidziany w art. 139 § 1 k.p.c. może być uznane za dokonane wtedy, gdy przesyłka sądowa została wysłana pod aktualny adres z imeniem i nazwiskiem odbiorcy.

Sygn. akt III CZP 105/16

rp.pl