Adwokat Szymon Matusiak ze Szczecina złamał tajemnicę adwokacką?

Zachowanie tajemnicy adwokackiej to fundament tego zawodu. Tak powie każdy adwokat do którego udamy się na rozmowę. Ale czy tak jest zawsze, czy możemy być pewni, że wszystkie informacje przekazane adwokatowi będą rzeczywiście tajemnicą?

Zacznijmy od końca, wykonaliśmy kilkadziesiąt telefonów aby zapytać adwokatów czy jeśli wyślemy adwokatowi mailem informacje i dokumenty dotyczące sprawy, którą chcemy zlecić, będą one objęte tajemnica adwokacką. Wszyscy odpowiedzieli że „oczywiście„, „to jest tajemnica adwokacka„, „niczego nie ujawnię„…. Wyjaśnijmy, pytaliśmy o zlecenie sprawy, a więc na etapie przed udzieleniem pełnomocnictwa.

Zerknijmy teraz jak to odbywa się w praktyce w Szczecinie.

Adwokat Szymon Matusiak ze Szczecina miał dwóch klientów. Dla uproszczenia nazwijmy ich „M” i „W”. Po jakimś czasie „M” i „W” popadli w konflikt i rozpoczęły się procesy pomiędzy nimi. Chodziło o zapłatę pewnych kwot, sprawa toczyła się przed Sądem Rejonowym w Wałczu (sygn. akt: I C 522/15). Podczas tego procesu adwokat Szymon Matusiak przekazał treść korespondencji (wydruki e-maili) jaką otrzymał wcześniej od klienta „M”, klientowi „W””. Klient „M” przegrał proces z klientem „W”, sąd wydając wyrok oparł się między innymi na treści ujawnionej przed adwokata Szymona Matusiaka korespondencji.

Szokujące zachowanie adwokata Szymona Matusiaka znalazło swój finał przed ORA w Szczecinie. Jeszcze bardziej szokująca decyzję podjął zastępca rzecznika dyscyplinarnego adwokat Piotr Paszkowski, który uznał że w postanowieniu z dnia 24 lipca 2017 roku (znak RD-33/17) że takowe ujawnienie korespondencji mailowej nie jest naruszeniem tajemnicy adwokackiej a „wydaniem dokumentu„!!!! Co ciekawe kiedy osoba z naszej redakcji kontaktował się z adwokatem Piotrem Paszkowskim w innej sprawie pytając czy przesłana korespondencja mailowa przed zleceniem sprawy będzie objęta tajemnicą adwokacką, ten wielokrotnie zapewniał, że jest adwokatem i wszystko co otrzyma drogą mailową jest objęte tajemnicą adwokacką. Czyżby podwójne standardy obowiązywały Pana adwokata Piotra Paszkowskiego? Dlaczego ORA w Szczecinie nie chce sobie poradzić z tak ewidentnym przypadkiem naruszenie zasad etyki adwokackiej?

Obecnie sprawa rozpatrywana jest przez Sąd Dyscyplinarny przy ORA w Szczecinie (sygn akt: SD-25/17), a klient „M” którego korespondencję ujawnił adwokat Szymon Matusiak, zdecydował się na skierowanie sprawy na drogę postępowania cywilnego – sprawa przed Sądem Okręgowym w Szczecinie (sygn. akt: IC 815/17) – pierwsza rozprawa odbędzie się 28 lutego 2018 roku.

Wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z adwokatem Szymonem Matusiakiem prosząc ustosunkowanie się do stawianym mu zarzutów. Nasze prośby pozostały bez odpowiedzi.

O sprawie będziemy informować.

Fundusze wyparowały na Cypr, czyli gdzie są pieniądze 2 tys. polskich inwestorów?

Ponad 2 tys. osób powierzyło blisko pół miliarda złotych funduszom, które inwestowały w grunty rolne i leśne. Certyfikaty tych funduszy oferowały m.in. państwowe banki Alior Bank i BOŚ. Ale zamiast zysków, są ogromne straty.

– Sprzedaliśmy z mężem dom na wsi. W styczniu 2016 r. za namową doradcy w Alior Banku prawie 195 tys. zł wpłaciłam do funduszu, który miał inwestować w ziemię rolną. Zapewniano mnie, że to świetna inwestycja – opowiada pani Ewa. Po roku wycofała pieniądze. – W czerwcu 2017 r. dostałam niecałe 3 tys. zł. Od tamtej pory ani grosza więcej.

Nasza czytelniczka należy do grupy ponad 2 tys. osób, które włożyły w sumie blisko 500 mln zł w alternatywne fundusze Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych FinCrea. Nie były to inwestycje dla drobnych ciułaczy. Przepustką była wpłata co najmniej 40 tys. euro, czyli ok. 170 tys. zł. Wśród inwestorów są milionerzy, ale też ludzie, którzy zaryzykowali oszczędności życia. Jak w złoto Amber Gold.

Szanse na to, że odzyskają przynajmniej tyle, ile wpłacili, są dziś nikłe. Według naszych informacji zarządzający funduszami wyprowadzili z nich pieniądze.

Fundusze powstawały od 2012 r. Inwestycje Rolne kupowały ziemię; Lasy Polskie – działki leśne; Selektywny inwestował w spółki i nieruchomości; Vivante miał zarobić na wybudowaniu pod Otwockiem nowoczesnego domu spokojnej starości.

Trzy lata później fundusze pęczniały od gotówki. Certyfikaty inwestycyjne [„cegiełki” funduszu] oferowały bowiem duże banki – Alior, a od 2016 r. – Bank Ochrony Środowiska. Ważnym dystrybutorem był też spółdzielczy bank SGB.

Do inwestowania zachęcały gwarancje zysku na określonym poziomie, do czego zobowiązywała się spółka giełdowa Piotra Wiśniewskiego W Investments. Dziś pod nazwą Baltic Bridge firma kwestionuje swoje zobowiązania wobec klientów.

Pod koniec maja 2016 r. Wiśniewski w tajemnicy przed inwestorami sprzedał spółkę zarządzającą funduszami. Kupiła ją cypryjska firma Vapour Fund Management Ltd., obecnie Meridian Fund Management, za którą stoją m.in. Michał Krawczyk i Michał Matynia.

Pierwsze ostrzeżenie: brak wypłat

Do jesieni 2016 r. klienci funduszy nie mieli powodów do niepokoju. Ale wtedy Alior Bank dowiedział się, że od kilku miesięcy funduszami zarządza inna firma. Pod koniec roku doszło do dużej redukcji wykupów certyfikatów, czyli wypłat pieniędzy inwestorom. – Fundusze powinny wykupić co najmniej 5 proc. certyfikatów. Jednak redukcje zleceń inwestorów, którzy postanowili wypłacić pieniądze, sięgały blisko 100 proc. Ludzie dostawali więc grosze – mówi Krzysztof Polak, dyrektor Biura Maklerskiego Alior Banku.

Brak wypłat w pełnej wysokości był sygnałem, że fundusze straciły płynność.

Co się stało z gotówką? Jeden z tropów prowadzi do transakcji dokonanej tuż przed zmianą zarządzającego. Fundusz Selektywny za ponad 37 mln zł (blisko jedna trzecia jego aktywów) kupił udziały w zarejestrowanej na Cyprze spółce Winterfox, do której należą firmy udzielające „chwilówek”. Nowy zarządzający funduszami, firma Meridian, uważa, że transakcja służyła wyprowadzeniu pieniędzy. Największym udziałowcem Winterfox była spółka Monterregi; ta z kolei należy – jak dowodzi Meridian – pośrednio do Piotra Wiśniewskiego.

Informacje te potwierdza kancelaria Matczuk Wieczorek i Wspólnicy (MWW), którą pod koniec 2016 r. wynajął zaniepokojony Alior Bank.

– Przypuszczamy, że spółka ma zerową wartość. Cena, jaką za nią zapłacono, jest nieuzasadniona – mówi Tomasz Matczuk, radca prawny w MWW. Dodaje, że sprzedawana spółka cypryjska była powiązana z Wiśniewskim, a pieniądze z jej sprzedaży przelano na konta kolejnych spółek i osób powiązanych z byłym zarządzającym.

Wiśniewski zaprzecza, że Winterfox jest wydmuszką. Zapewnia, że nie jest właścicielem spółki Monterregi. Winę za problemy funduszy zrzuca na firmę Meridian.

Gdzie się podziały pieniądze inwestorów?

Inwestycja kontrolowanej przez Piotra Wiśniewskiego spółki zarządzającej funduszami w Winterfox nie jest jedyną, którą bada łódzka prokuratura. Doniesienia w sprawie wątpliwych transakcji złożyła w imieniu inwestorów kancelaria Matczuk Wieczorek i Wspólnicy (MWW), która działa na zlecenie największego dystrybutora funduszy – Alior Banku.

– Mamy duże wątpliwości dotyczące licznych inwestycji realizowanych w 2016 r. przez byłego i kolejnego zarządzającego w funduszach Selektywnym i Vivante, bo nosiły znamiona konfliktu interesów – mówi Tomasz Matczuk, radca prawny w MWW.

Choć fundusze firmowała FinCrea Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych, to nie towarzystwo decydowało o tym, na jakie przedsięwzięcia szły pieniądze inwestorów. Robiły to podmioty, którym FinCrea zlecała zarządzanie pieniędzmi klientów. Do maja 2016 r. zarządzającym był Dom Maklerski W Investments (DM WI), kontrolowany przez inwestora giełdowego Piotra Wiśniewskiego. Wiosną zarządzanie przejął Meridian Fund Management, za którym stoją m.in. Michał Krawczyk i Michał Matynia.

Gdzie jest nadzór?

Kancelaria MWW zwraca uwagę na brak wystarczającego nadzoru nad funduszami, który sprawuje kilka instytucji, m.in. depozytariusz, którym w przypadku tych funduszy jest Raiffeisen Bank. Depozytariusz prowadzi rachunki funduszy i powinien kontrolować prawidłowość wycen ich udziałów.

– Uczestnicy funduszy oczekiwali, że depozytariusz będzie stał na straży ich interesu, dbając o zbadanie czy aktywa nabywane przez fundusz rzeczywiście istnieją i czy są właściwie wyceniane. Powstają wątpliwości, czy weryfikacja nie odbyła się za późno, gdy „mleko się wylało”– mówi Matczuk.

Raiffeisen zapewnia, że o wykrytych nieprawidłowościach informuje na bieżąco Komisję Nadzoru Finansowego.

KNF o sprawie wie od stycznia 2017 r. – Prosiliśmy o weryfikację aktywów funduszy oraz sprawdzenie, czy za zmianą zarządzającego, brakiem wykupów i płynności oraz nietransparentną polityką informacyjną nie kryją się poważniejsze nieprawidłowości. Nasze obawy w dużej mierze się potwierdziły – podkreśla Tomasz Matczuk.

KNF nie udziela informacji, zasłaniając się tajemnicą zawodową, ale zdaniem poszkodowanych inwestorów robi za mało. W listach do KNF proszą o zdecydowane działania, nawiązując do głośnej afery Amber Gold, w której poszkodowanych zostało 11 tys. osób, a oszukani przez firmę domagają się zwrotu ponad 800 mln zł: „Państwo musi działać sprawnie, jeżeli nasze środki mają zostać ochronione. Proszę nie dopuścić do tego, aby była to kolejna sprawa, gdy państwo szuka winnych dopiero, gdy pieniędzy obywateli odzyskać się już nie da”.

Kancelaria MWW (reprezentuje blisko tysiąc inwestorów) od kilku miesięcy zabiegała w FinCrea TFI o odebranie Meridianowi prawa zarządzania funduszami. FinCrea TFI zrobiła to dopiero 16 października. Zapewnia, że od kilku miesięcy prowadzi kontrolę aktywów i transakcji oraz działań zarządzającego.

Meridian nie ma sobie nic do zarzucenia: – W lipcu 2016 r. TFI przeprowadziło kontrolę, która nie wykryła żadnych nieprawidłowości w zarządzaniu funduszami – zapewnia Michał Matynia z Meridiana. Druga kontrola rozpoczęła się w sierpniu 2017 r. – Nie została zakończona, jednak w jej toku TFI nie wskazywało na żadne nieprawidłowości czy też bezprawne lub nierzetelne działania firmy zarządzającej – mówi Matynia.

Liczenie strat

Wszyscy uczestnicy afery solidarnie spychają odpowiedzialność na pozostałych. A klienci? Pani Ewa, która w fundusz rolny zainwestowała prawie 195 tys. zł, nie myśli już o krociowych zyskach z inwestycji w ziemię rolną, a jedynie o tym, ile pieniędzy uda jej się odzyskać.

W kwietniu 2016 r. – zgodnie z wyceną potwierdzoną przez FinCrea TFI i depozytariusza – wartość aktywów netto czterech funduszy wynosiła 551 mln zł. W ciągu półtora roku zmalały o 142 mln zł!

Problem w tym, że fundusze są tyle warte na papierze. Trzeba sprawdzić m.in., czy wyceny nieruchomości uwzględniają ceny rynkowe konkretnych nieruchomości oraz czy przy wycenie obligacji emitowanych przez podmioty cypryjskie uwzględniono ryzyko, że mogą nigdy nie zostać spłacone.

Ile realnie inwestorzy mogą odzyskać? Nie wiadomo. W najgorszym scenariuszu będzie to niewielka część zainwestowanych pieniędzy.

gazeta.pl

Parkometr nie zarobi na parkujących na dziko – wyrok NSA

Opłatę za pozostawienie auta w płatnej strefie można pobierać tylko za postój w miejscach do tego wyznaczonych.

Tak uznał w poniedziałek siedmioosobowy skład Naczelnego Sądu Administracyjnego. Oznacza to, że za parkowanie w płatnej strefie, ale poza miejscami wyznaczonymi – czyli tam, gdzie teoretycznie auto stać nie może, np. przy barierkach, pasach, w bramach, na chodnikach czy tuż za wyznaczonym miejscem – grozi co najwyżej mandat karny.

Skoro za postój w takim miejscu kierowca nie musi płacić, nie można go ukarać wynoszącą 50 zł opłatą dodatkową za brak biletu z parkometru.

Uchwała ma charakter abstrakcyjny, czyli nie ma związku z żadną konkretną sprawą. O jej wydanie wnosił prezes NSA, wskazując na poważne rozbieżności w orzecznictwie dotyczącym tej kwestii.
Rozbieżne poglądy

Z wniosku prezesa wynika, że sądy administracyjne nie są zgodne co do tego, czy opłatę za parkowanie w płatnej strefie można pobierać tylko od tych kierowców, którzy stawiają auta w miejscach wyznaczonych, czy także od tych, którzy parkują w strefie na dziko.

Siedmioosobowy skład NSA uznał, że opłaty mogą być pobierane tylko od kierowców, którzy parkują swoje samochody w strefie w wyznaczonych do tego miejscach. Sąd dokonał szczegółowej analizy przepisów dotyczących opłat za parkowanie i ich zmian na przestrzeni ostatnich 20 lat.

W ocenie NSA posłużenie się przez ustawodawcę różnymi pojęciami: „ustalenie strefy płatnego parkowania” i „wyznaczenie miejsc płatnego postoju”, a także rozdzielenie kompetencji do tego między różne podmioty oznacza, że ustalenie strefy nie jest równoznaczne z wyznaczeniem miejsca płatnego parkowania. Zatem nie cały obszar strefy jest miejscem, gdzie pobiera się opłaty za parkowanie.

Jak zauważył przewodniczący składu, prezes Izby Gospodarczej NSA Janusz Drachal, miejsca płatnego postoju wyznacza się za pomocą znaków pionowych i poziomych (linie). Są to znaki informacyjne.
Dwa znaki czy jeden

Sąd zaznaczył, że płatne miejsca postojowe co do zasady powinny być wyznaczone jednymi i drugimi znakami. Sędziowie rozróżnili ich funkcje. Te pionowe, które informują o sposobie korzystania z drogi, NSA uznał za wystarczające do wyznaczenia płatnego miejsca postojowego. Takiej roli w ocenie NSA samodzielnie nie spełniają zaś znaki poziome, czyli linie.

sygn akt II GPS 2/17

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich

Uchwała Naczelnego Sądu Administracyjnego jest zgodna ze stanowiskiem prezentowanym przez rzecznika praw obywatelskich. Rady gmin, których regulaminy stref płatnego parkowania nie są zgodne ze stanowiskiem zaprezentowanym przez NSA, powinny je teraz niezwłocznie dostosować do uchwały siedmiu sędziów. Kierowcy, którzy niesłusznie zostali obciążeni opłatami dodatkowymi za postój bez biletu z parkometru w miejscu do tego niewyznaczonym, choć w strefie płatnego parkowania, mogą je kwestionować przed sądami administracyjnymi.

rp.pl