Ktoś zaciągnął kredyt na jej dane. Trzy lata walczy i…

Pani Ewa w styczniu 2015 r. dowiedziała się, że ma na koncie komornika. I 50 tys. zł kredytu do zwrotu. Wskazała winnego oszustwa. Jest wyrok. Ale pieniędzy brak.

Pani Ewa w styczniu 2015 r. dowiedziała się, że ma dług w Alior Banku. Kredyt nie był spłacany, na jej konto wszedł więc komornik. Zajął jakieś oszczędności oraz większość pensji wpływającej na konto pani Ewy.

Pechowa konsumentka natychmiast wszczęła alarm, dzięki któremu bank wstrzymał windykację i pomógł zdjąć z konta zajęcie komornicze. Pieniądze wcześniej pobrane z konta jednak nie wróciły.

„Zawiadomiłam prokuraturę o popełnieniu przestępstwa i wskazałam winowajcę, który przyznał się do działań na moją szkodę. Postępowanie prokuratorskie trwało prawie dwa lata. Prokurator przedstawił zarzuty, sprawa trafiła do sądu. 6 lutego 2017 r. odbyła się rozprawa, na której został wydany wyrok” – relacjonuje pani Ewa, która była przekonana, że w tej sytuacji nie ma już najmniejszych przeszkód, by odzyskała wyłudzone pieniądze. W sumie chodzi o kwotę ponad 7 tys. zł.

W banku pani Ewa dowiedziała się, że orzeczenie sądu musi się uprawomocnić, by bank mógł podjąć jakiekolwiek działania. Pani Ewa próbowała negocjować z bankowcami, ale niestety dostała oficjalne pismo, że nic z tego.

„Nie mam wyroku sądu, bo nie jestem stroną postępowania i nie otrzymam odpisu. Gdzie i do kogo mam napisać, by bank oddał mi moje pieniądze?” – skarży się czytelniczka.

Sprawa jeszcze w lutym wydawała mi się prosta. Jest przestępstwo, jest oskarżony, jest wyrok sądu. Dalej rzecz powinna wyglądać tak, że bank zwraca niesłusznie pobrane pieniądze i przeprasza – koniec sprawy. Okazuje się, że jest jakiś problem. „W marcu 2017 r. zadzwoniłam do Departamentu Bezpieczeństwa Banku i tam potwierdzono (niestety, tylko telefonicznie) fakt odbioru orzeczenia sądu, które wskazuje winnego” – pisze do mnie pani Ewa. Bank jednak w oficjalnym piśmie do klientki pisze, że to, co wczesną wiosną przekazał mu sąd, nie było prawomocnym orzeczeniem, a jedynie… aktem oskarżenia.

Wiem, że Alior Bank to duża firma i że jego pracownicy mają wiele spraw na głowie, ale bardzo proszę o zakończenie jest trzyletniej sagi. To, że wymiar sprawiedliwości potrzebował ponad dwa lata, by rozkminić tę w sumie prostą sprawę, jest już samo w sobie wystarczająco smutne. Uważam, że bank powinien w tej sprawie poczynić bardziej dynamiczne działania, niż tylko poinformować klientkę, że ma dostarczyć orzeczenie sądu, którego ta klientka nie otrzymała i które niekoniecznie było publikowane.

Z korespondencji, którą otrzymałem od pani Ewy, wynika, że jej prośba o udostępnienie orzeczenia została odrzucona. Bo… nie jest stroną sprawy. Sąd uważa, że wysłał orzeczenie, komu trzeba, a bank twierdzi, że takiego dokumentu nie otrzymał. I że „podjął stosowne działania”. Tyle że minęło pół roku i nie przyniosły one ani sukcesu, ani żadnej informacji dla klientki. Czy ktoś mi wytłumaczy, o co tu chodzi? A przede wszystkim: czy ktoś poprawi los klientki? Będę się tej sprawie przyglądał i poinformuję Was o jej zakończeniu.

gazeta.pl