Prokuratura idzie w zaparte. Kolejny ekspert mówi „plagiat”

Prokuratura Krajowa odmówiła wszczęcia postępowania przygotowawczego przeciw Aldonie Lemie i Beacie Marczak – śledczym, które popełniły wielokrotny plagiat w piśmie do Sejmu. Jako powód podano „brak znamion czynu zabronionego”. Broniąca „swoich” (prok. Lema jest delegowana do PK, prok. Marczak to zastępca Prokuratora Generalnego) decyzja jest jawnie sprzeczna z opiniami ekspertów prawa autorskiego, wprost mówiącymi o złamaniu prawa.

O wykorzystaniu w skierowanym do Sejmu wniosku ws. zatrzymania i aresztowania Stanisława Gawłowskiego kilkudziesięciu fragmentów cudzych prac piszemy już od kilku tygodni. Pierwsze były przedstawione przez prok. Lemę jako swoje słowa nieżyjącego toruńskiego karnisty, prof. Andrzeja Marka. Potem odkryliśmy fragmenty przepisane żywcem także z komentarzy prof. Dariusza Świeckiego, sędziego Izby Karnej Sądu Najwyższego. Kolejne odkrycia to fragmenty prac pod redakcją dra Damiana Flisaka oraz przedstawione jako swoje fragmenty komentarza do prawa autorskiego pod redakcją prof. Ryszarda Markiewicza – jak na ironię dotyczące właśnie istoty plagiatu.

Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/

Ksiądz profesor plagiatował innych, ale sąd mu odpuścił

Sprawa księdza profesora z KUL Stanisława T., oskarżonego o plagiat umorzona, choć jak uzasadnił sąd doszło do jawnego plagiatu. Duchowny jednak twierdził, że dopuścił się go nieświadomie
Ks. prof. Stanisław T. to wieloletni wykładowca KUL, były kierownik Katedry Historii Źródeł Kościelnego Prawa Polskiego KUL i były skarbnik Towarzystwa Naukowego KUL. Obecnie jest na bezpłatnym urlopie.

Prokuratura w grudniu ubiegłego roku zarzuciła mu, że przywłaszczył sobie autorstwo kilku cudzych prac w publikacji „Ewolucja kościelnego prawa polskiego w świetle kodyfikacji do XIX wieku”.

Profesor T. nie chciał mieć procesu, dlatego złożył w sądzie wniosek o warunkowe umorzenie postępowania, motywując to znikomą szkodliwością popełnionego przez siebie czynu. W piątek sąd przychylił się do tej prośby i wyznaczył mu roczny okres próby.

Sędzia Agnieszka Kołodziej zaznaczyła jednak, że „fakt popełnienia czynu [plagiatu- red.] przez prof. T. nie budzi wątpliwości”. Prawie połowa publikacji księdza została uznana za kopie innych. Jednak, jak wyjaśniła sędzia, oskarżony wyjaśnił dokładnie, jak doszło do plagiatu. Duchowny twierdził, że nie miał intencji ani świadomości zatajania autorstwa innych prac, miały o tym świadczyć przypisy umieszczone w publikacji pracownika KUL. O umorzeniu zadecydowała też dobra opinia o duchownym i jego niekaralność. Sędzia Kołodziej przypomniała też, że ksiądz został wcześniej ukarany naganą przez swoją uczelnię. Prof. KUL będzie musiał zapłacić 4,1 tys. zł za koszty sądowe. Wyrok nie jest prawomocny.

Przypomnijmy: rzecznik dyscyplinarny KUL uznał, że profesor „w szeregu swoich publikacji z lat 2003-2008 w sposób uwłaczający godności nauczyciela akademickiego i naruszając cudze prawa autorskie, odpisywał obszerne fragmenty wykorzystywanych publikacji naukowych, zwykle z niewielkimi modyfikacjami, ale niejednokrotnie dosłownie, włączając w to przypisy”.

Plagiat Stanisławowi T. zarzucił w 2010 r. inny naukowiec profesor Wacław Uruszczak, kierownik Katedry Historii Prawa Polskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przestudiował 14 publikacji profesora z KUL, które ukazały się w latach 2003-2008. Przypadki przepisywania fragmentów prac przez duchownego od innych profesor Uruszczak opisał w tekście pt. „Z takim sposobem uprawiania nauki nie można się zgodzić”. Tekst opublikował na stronach UJ.

gazeta.pl