Ełk – miasto opanowane przez faszystów?

Relacja naocznego świadka sylwestrowej tragedii w Ełku rzuca nowe światło na to, co się tam zdarzyło w ostatnich minutach roku 2016. „Mam nadzieję, że to, co zaobserwowałem, pozwoli spojrzeć na tę sprawę z innego punktu widzenia, może cięższego dla patriotycznego polskiego umysłu, lecz chyba tego właściwszego” – tak kończy swoją wstrząsającą relację.

Daniel Janczyk swoją opowieść na Facebooku rozpoczyna od deklaracji, że jest zwolennikiem ograniczania napływu uchodźców do Europy i przeciwnikiem polityki Berlina i Paryża w tej kwestii. Podkreśla jednak, że to, co widział w lokalu „Prince Kebab” w Ełku w sylwestrowy wieczór, przedstawia racjonalnie i obiektywnie. Tragedia rozegrała się około godziny 22.00, mieszkaniec Ełku był tam około 20.00. Gości wówczas było wielu, a wśród nich kilka pijanych osób.

„(…)posyłali raz po raz obraźliwe słowa w kierunku pracowników. Jakie? Ano np. „Dawaj kur*o to jedzenie, tylko nie pluj, bo ci tym mordę wysmaruję”, albo „Ciapaku na kolana i do pana”. Mimo tych uwag, pracownicy w milczeniu pracowali dalej”.

Mieszkaniec Ełku opisuje dalej, że wokół było bardzo głośno i cały czas pod kebabem wybuchały petardy. Obsługa zachowywała się spokojnie i kulturalnie, ale pracownikom lokalu napięcie też się udzielało.

W pewnej chwili zauważyłem, że jeden z pracowników, nie wytrzymując już chyba nerwowo tej sytuacji, wyszedł na zaplecze, skąd powrócił dopiero po dłuższej chwili, najwidoczniej musiał ochłonąć.

Pan Daniel kupował jedzenie na wynos. Kupił i wyszedł. I – jak pisze – po tym, co zobaczył, nie dziwi się, że zdarzenie miało taki finał.

Ja w przeciwieństwie do większości z was, nie widzę w mordercy obcokrajowca, Araba, lecz człowieka, któremu, obrażanemu i szykanowanemu, puściły nerwy. Zrozumcie też, że ja go nie bronię, absolutnie, stwierdzam wyłącznie fakty. Rozumiem doskonale, że łatwiej przyjąć postawę w której Polacy są męczennikami, a obcokrajowcy najeźdźcami i agresorami. Jednak – jak to w przyrodzie – akcja rodzi reakcję: nie byłoby zaczepek, nie byłoby tak tragicznego końca.

Mieszkaniec Ełku swoją relację kończy stwierdzeniem, że Tunezyjczyk, któremu postawiono zarzut zabójstwa, oczywiście powinien zadzwonić po policję, a nie samemu sięgać po nóż. I oczywiście, że za to, co zrobił, powinien zostać skazany.

Na karę zasłużył jednak bezapelacyjnie. Szkoda młodego, ludzkiego życia. Niech ofiara spoczywa w pokoju. Mam nadzieję, że to, co zaobserwowałem, pozwoli spojrzeć na tę sprawę z innego punktu widzenia, może cięższego dla patriotycznego polskiego umysłu, lecz chyba tego właściwszego.

Po tym, jak przed lokalem z kebabem zginął 21-latek, w mieście doszło do zamieszek. Policja sytuację opanowała, ale napięcie trwa. Podsycają je środowiska nacjonalistyczne, mimo iż rodzina zabitego apeluje o spokój.

26-letni Tunezyjczyk podejrzany o dokonanie zabójstwa 21-letniego Polaka został dziś tymczasowo aresztowany.

Urzędnik musi zapłacić 45 tys. zł kary za podjęcie bezprawnej decyzji. I to z własnej kieszeni

Urzędnik starostwa w Ostródzie ma zapłacić ponad 45 tys. zł odszkodowania za podjęcie decyzji niezgodnej z prawem. To jeden z pierwszych w Polsce przypadków zastosowania obowiązującej od 2011 r. ustawy o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych. Na wniosek ostródzkiego starostwa procedurę odszkodowawczą wobec urzędnika wszczęła Prokuratura Okręgowa w Elblągu. Starostwo poniosło szkodę finansową na skutek zatwierdzenia przez niego projektu budowlanego i udzielenia pozwolenia na budowę domu jednorodzinnego, które były niezgodne z prawem.

Decyzję o pozwoleniu na budowę unieważnił w postępowaniu odwoławczym wojewoda. Z tego powodu inwestor, który musiał przerwać prace i dokonać rozbiórki, wytoczył powiatowi powództwo o zwrot poniesionych szkód. Sąd przyznał mu rację i nakazał powiatowi zapłatę ponad 95 tys. zł wraz z ustawowymi odsetkami. Prokuratura uznała, że naruszenie prawa w tej sprawie było „rażące”, a winę za to ponosi konkretny urzędnik, który powinien zapłacić ponad 45 tys. zł, czyli dwunastokrotność swojego miesięcznego wynagrodzenia, ponieważ działał nieumyślnie. Gdyby wina była umyślna, to prokuratura zażądałaby od niego pełnej kwoty wypłaconej inwestorowi przez starostwo.

Nie mieli ubezpieczeń

Według starosty ostródzkiego Andrzeja Wiczkowskiego, do wydania błędnej decyzji budowlanej doszło w tym urzędzie jeszcze w poprzedniej kadencji samorządu. Dlatego po objęciu stanowiska zobowiązał wszystkich podległych pracowników do drobiazgowego przestrzegania procedur i ubezpieczenia się od odpowiedzialności cywilnej za błędne decyzje. Jak przyznał, wcześniej takich ubezpieczeń nie mieli, co oznacza, że ew. konsekwencje błędów musieliby pokrywać z własnej kieszeni.

Wiczkowski powiedział też, że musiał złożyć do prokuratury wniosek o wszczęcie postępowania wyjaśniającego, ponieważ sąd za błędną decyzję obwinił konkretnego urzędnika wydziału budownictwa w starostwie.

Jednak w ocenie starosty „ta sprawa nie jest do końca jednoznaczna”, bo powiatowy urzędnik „został wprowadzony w błąd” przez osobę, która wcześniej na zlecenie urzędu gminy opracowała projekt decyzji o warunkach zabudowy. Z tego powodu właściciel działki uzyskał zezwolenie na budowę domu zbyt blisko ściany lasu.

Możliwość wyciągnięcia finansowych konsekwencji wobec urzędników wprowadziła ustawa o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa, która weszła w życie 17 maja 2011 r. Miała ona przeciwdziałać niekompetencji i niefrasobliwości urzędników oraz podnieść jakość podejmowanych przez nich rozstrzygnięć administracyjnych.

gazeta.pl

Policjant z Olsztyna miał bić podczas przesłuchania

Jednemu z trzech zatrzymanych w czwartek funkcjonariuszy olsztyńskiej komendy policji prokuratorzy zarzucili stosowanie przemocy wobec osoby przesłuchiwanej w „celu uzyskania wyjaśnień i informacji”.

To dalszy ciąg sprawy zatrzymań funkcjonariuszy Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Trzech z nich zostało zatrzymanych w czwartek, a kolejny, czyli już czwarty, w nocy z czwartku na piątek.

Z informacji, do których dotarła „Wyborcza” Olsztyn wynika, że zatrzymani policjanci są związani z pionem kryminalnym, a konkretnie z wydziałem do walki z przestępczością przeciwko życiu i zdrowiu.

Szczupłość oficjalnych informacji szybko dała pole do domysłów, jakie grzechy i grzeszki mogli mieć na sumieniu zatrzymani mundurowi. Jak już w czwartek pisaliśmy, policjanci w nieoficjalnych rozmowach podawali najróżniejsze teorie, od używania paralizatora do wymuszania zeznań, po teorie, że chcąc ułatwić sobie pracę, podrzucali osobom podejrzanym narkotyki.

Ile jest w tym prawdy, a ile fikcji, nie sposób powiedzieć. Śledczy bowiem zasłaniają się dobrem śledztwa i nie ujawniają szczegółów sprawy.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Zbigniew Czerwiński informował nas jednak, że śledztwo jest prowadzone w kierunku artykułu 246 Kodeksu karnego. – Mówi on o tym, że funkcjonariusz publiczny, który w celu uzyskania określonych zeznań, wyjaśnień, informacji lub oświadczenia stosuje przemoc, groźbę bezprawną lub w inny sposób znęca się fizycznie lub psychicznie nad inną osobą, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10 – tłumaczył prokurator Czerwiński.

Cała czwórka minioną noc spędziła w policyjnej izbie zatrzymań w Olsztynie. W piątek dowiedzieliśmy się, że jednemu z policjantów został już przedstawiony jeden zarzut. Według śledczych funkcjonariusz ten miał stosować przemoc wobec osoby podejrzanej w „celu uzyskania od niej wyjaśnień i informacji w toczącej się sprawie”.

Do zdarzenia tego miało dojść 31 marca b.r. w Olsztynie. Z nieoficjalnych informacji, do których dotarliśmy, wynika, że policjant miał bić tę osobę pięściami i kopać po całym ciele, przewracać z krzesła.

Prawdopodobnie w ciągu dnia zapadną decyzje co do pozostałych zatrzymanych policjantów. Obecnie są oni dowożeni do prokuratury na przesłuchania.

Dodajmy, że zatrzymani funkcjonariusze mają staż pracy w policji od 3 do 9 lat.

gazeta.pl

Komornik skazany na osiem miesięcy więzienia

W Szczytnie gospodarstwo rolne warte 230 tys. zł zostało sprzedane na licytacji komorniczej za 50 tys. zł. Rzeczoznawca nieruchomość zabudowaną policzył jak niezabudowaną. Sąd Rejonowy w Olsztynie skazał komornika i rzeczoznawcę na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Uznał ich winnymi niedopełnienia obowiązków i poświadczenia nieprawdy w operacie szacunkowym nieruchomości przeznaczonej do licytacji. Operat opisywał nieruchomość niezabudowaną, a sprzedana została nieruchomość zabudowana budynkami mieszkalnymi i gospodarczymi.

Jak podkreślił sędzia, rzeczoznawca nie skorygował opisu, nawet gdy przyjechał do dłużników i widział, że na działce stoi dom, stajnia, chlew, garaż i obora. Komornik z kolei przyjął operat wykonany przez biegłego rzeczoznawcę, nie weryfikując go. W ocenie sądu działał na szkodę dłużników oraz interesu publicznego.

– Nie ma nigdzie powiedziane, w jaki sposób komornik ma weryfikować operat. Na pewno, gdyby komornik był na miejscu oględzin, można by uniknąć takich nieprawidłowości. Jednak taki obowiązek nie wynika z żadnego przepisu – mówi Andrzej Kulągowski, prezes Krajowej Rady Komorniczej.

Sprawa dotyczyła nieruchomości należących do rodziny Drężków: gospodarstwa rolnego i siedliska w Rozogach koło Szczytna. Według oskarżyciela, biegły rzeczoznawca majątkowy Waldemar S., opisał gospodarstwo bez oglądania go, tylko na podstawie wypisów z ksiąg wieczystych, w których było ono opisane jako niezabudowane. W ten sposób zaniżył wartość nieruchomości wystawionej do licytacji o 180 tys. zł. Także dłużnicy nie postępowali prawidłowo, bo – choć mieli do tego prawo – nie odwoływali się od decyzji dla nich niekorzystnych. Jak zaznaczył sędzia, mogli oni nie znać przepisów, a ich błędy nie mogą być wytłumaczeniem dla błędów oskarżonych.

– Na rachunki licytacji i licytację przysługuje skarga. Na przybicie również. Brak jakichkolwiek działań dłużnika nie może być poczytywany na jego korzyść – polemizuje z wyrokiem Andrzej Kulągowski.

To nie pierwsza sprawa wytoczona przeciwko skazanym.

– Komornik Piotr K. jest zawieszony od 2007 roku decyzją ministra sprawiedliwości w związku ze skierowaniem wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego – mówi Cezary Kalinowski, przewodniczący Rady Izby Komorniczej w Białymstoku.

Przeciwko skazanym trwa postępowanie przed Sądem Rejonowym w Nidzicy. Biegły jest oskarżony o nierzetelne operaty, a komornik o brak nadzoru.

gazetaprawna.pl