Adwokat Szymona Matusiak ze Szczecina oskarżył swojego byłego klienta o zniesławienie i przegrał w sądzie

Zadaniem adwokata jest bronić swoich klientów a czasami też oskarżać w imieniu swoich klientów. Bardzo rzadka zdarza się że to adwokat oskarża i do tego pełnomocnika swojego klienta.

Mowa o szczecińskiem adwokacie Szymonie Matusiaku, który oskarżył prokurenta spółki M o to, iż miał go zniesławić. Jak możemy przeczytać w prywatnym akcie oskarżenia „za pośrednictwem środków masowego przekazu dokonał zniesławienia Szymona Matusiaka przez to, że na stronie internetowej „www.kamienskie.info” w dniu 22 kwietnia 2015r. oskarżony MK pomówił adwokata Szymona Matusiaka o skrajne naruszenie etyki zawodowej adwokata i działanie na szkodę spółki „M…” z siedziba w…….., w której MK był i jest prokurentem, jak również o to iż adw. Szymon Matusiak działał na szkodę swoich klientów, to jest o czyn z art. 212 § 2 kk

Sprawa toczyła się przed Sądem Rejonowym Szczecin – Prawobrzeże i Zachód w Szczecinie pod sygnaturą VI K 262/16. Przesłuchano wielu świadków w tym konkubinę adwokata Szymona Matusiaka, innych adwokatów ze Szczecina, byłych i obecnych klientów adwokata.

Po dwóch latach procesu sędzia Krystian Kwolek wydał wyrok nie mając najmniejszych wątpliwości, iż o zniesławieniu nie może być mowy i uniewinnił oskarżonego od czynów zarzucanych mu przez adwokata Szymona Matusiaka.

Adwokat skorzystał z przysługującego mu prawa i wniósł apelację od wyroku sądu rejonowego do sądu okręgowego. Nie godząc się z kompromitującą klęską, mecenas Matusiak chciał nadal skazania za rzekome zniesławienie w stronach kamieniskie.info

Sąd okręgowy w Szczecinie nie miał jednak wątpliwości i wyrokiem z dnia 27 listopada 2018 roku, prawomocnie już uniewinnił oskarżonego MK od zarzutów stawianych mu przez Matusiaka w związku z publikacją w kamienskie.info

Próbowaliśmy kontaktować się z mecenasem Matusiakiem, niestety nie odbierał od nas telefonów i nie odpowiadał na smsy, wysłał jedynie emaila w którym zakazał nam jakichkolwiek publikacji na swój temat.

LC

Sędzia z zarzutami dyscyplinarnymi do resortu sprawiedliwości

Zarzut przewlekłości aż w 82 prowadzonych sprawach, niestosowanie się do zaleceń prezesa sądu, uchybienie godności urzędu sędziego. Mimo to praca w ministerstwie i podwójna pensja.

Mowa o sędzim Sądu Rejonowego w Olsztynie Tomaszu Koszewskim. Postępowanie dyscyplinarne przeciwko niemu zastępca rzecznika dyscyplinarnego wszczął pod koniec zeszłego roku. Nadal jest ono w toku. Tymczasem sędzia 18 czerwca br. został delegowany przez ministra sprawiedliwości do wykonywania czynności w podległym mu resorcie. Miał tam pracować do 17 grudnia br. Wczoraj okazało się jednak, że okres delegacji został sędziemu Koszewskiemu skrócony do 30 września br. Taką informację podało biuro prasowe MS po kilku dniach od zadania przez DGP pytań na temat okoliczności sprowadzenia sędziego do pracy w resorcie. Nie podano powodów takiej decyzji ministra.

– Sytuacja jest wprost niewiarygodna. To skandal, że dopiero interwencja dziennikarza spowodowała, że podjął on jedyną właściwą decyzję i skrócił okres delegacji sędziemu, na którym ciążą tak poważne zarzuty dyscyplinarne – komentuje Beata Morawiec, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, prezes Stowarzyszenia Sędziów Themis.
Zarzuty i skargi

Wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciw sędziemu Tomaszowi Koszewskiemu potwierdza Piotr Schab, rzecznik dyscyplinarny.

– Zarzuty dotyczą naruszenia wymogów w zakresie sprawności postępowania sądowego w 82 sprawach, niestosowania się do poleceń nadzorczych oraz uchybienia godności sprawowanego urzędu – wylicza rzecznik.

Od sędziów sądu, w którym orzekał Koszewski, słyszymy, że przez ponad rok nie podejmował on żadnych czynności w sprawach. A prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie ma ponoć „obszerną teczkę ze skargami sąsiadów na zakłócanie przez sędziego Koszewskiego porządku domowego i ciszy”. DGP zapytał o to prezesa SO w Olsztynie, nadal czekamy na odpowiedź.

Co istotne, gdy minister podejmował decyzję o delegowaniu sędziego Koszewskiego do MS, w gmachu przy Al. Ujazdowskich musiano wiedzieć o zarzutach. Biuro prasowe resortu poinformowało bowiem, że „odpis postanowienia Zastępcy Rzecznika Dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Olsztynie z 8 grudnia 2017 r. SD 14/17 o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego przeciwko Tomaszowi Koszewskiemu – sędziemu Sądu Rejonowego w Olsztynie – wpłynął do Ministerstwa Sprawiedliwości 3 stycznia 2018 r.”. Czyli sześć miesięcy przed delegowaniem go do resortu.
Oburzenie środowiska

Sytuacja nie dziwi Krystiana Markiewicza, prezesa Stowarzyszenia Sędziów „Iustitia”.

– Tak się jakoś składa, że część sędziów, którzy przebywają na delegacjach w resorcie sprawiedliwości, ma albo prawomocne wyroki skazujące sądów dyscyplinarnych, albo postępowania dyscyplinarne w toku – zauważa.

Jako pierwszy i koronny przykład podaje wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, który został uznany za winnego prowadzenia wykładów bez zgody prezesa swojego sądu.

Markiewiczowi wtóruje Beata Morawiec.

– Przypadek sędziego Koszewskiego tylko potwierdza to, w jaki sposób minister dobiera kadry, które później pracują nad tzw. reformą sądownictwa. W środowisku mówi się nawet, że posiadanie choć jednej dyscyplinarki jest warunkiem koniecznym do tego, aby otrzymać delegację do resortu – ironizuje krakowska sędzia.

Delegacja do MS jest odbierana w środowisku sędziowskim jako swego rodzaju wyróżnienie, nagroda. Sędzia delegowany otrzymuje bowiem podwójną pensję (jedną ze swojego sądu, drugą z resortu), no i w okresie delegacji nie orzeka, a jego sprawy trafiają do referatu innych sędziów. Tak też było w przypadku sędziego Koszewskiego.

Referat, jaki zostawił po sobie Koszewski, jak słyszymy w jego sądzie, był w opłakanym stanie.

– Dziesiątki spraw leżały. W wielu od momentu ich wpływu sędzia Koszewski nie podjął żadnej czynności. A później poszedł na delegację i cały ten bałagan spadł na pozostałych sędziów, pomiędzy których rozdysponowano sprawy z jego referatu – żali się jeden z orzekających w olsztyńskim sądzie.
W gąszczu niedomówień

Ministerstwo Sprawiedliwości nie udzieliło informacji na temat tego, do jakiego wydziału w resorcie trafił sędzia Koszewski ani czym się zajmował w czasie delegacji.

Do całej sytuacji nie odniósł się sam zainteresowany, pomimo że, za pośrednictwem biura prasowego MS, pytaliśmy, czy chce zabrać głos i odnieść się do zarzutów stawianych mu przez rzecznika dyscyplinarnego.

Jeden z sędziów zwraca nam natomiast uwagę na fakt, że Koszewski orzeka w sądzie, którym obecnie kieruje Maciej Nawacki. Zastąpił on na stanowisku prezesa SR w Olsztynie Adama Barczaka, który został odwołany przez ministra sprawiedliwości w kontrowersyjnym trybie. Nota bene to właśnie Barczak był autorem poleceń nadzorczych, do których, jak twierdzi zastępca rzecznika dyscyplinarnego, Koszewski się nie stosował. Nawacki przyjął ministerialną propozycję pokierowania olsztyńskim sądem pomimo apeli stowarzyszeń sędziowskich, aby nie obejmować funkcji po wyrzucanych kolegach. Sędzia Maciej Nawacki, także wbrew wezwaniom środowiska, wystartował w wyborach i został wybrany do nowej, kształtowanej przez polityków Krajowej Rady Sądownictwa.

gazetaprawna.pl

Polska naruszyła Konwencję Praw Człowieka. Chodzi o ekshumacje smoleńskie

Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wskazał w wyroku, że Polska naruszyła art. 8 Konwencji Praw Człowieka w sprawie ekshumacji smoleńskich.

Sprawę do ETPCz wniosły wdowy po Arkadiuszu Rybickim i Leszku Solskim, które nie zgadzały się na przymusową ekshumacje szczątków ich bliskich. Z informacji Onetu wynika, że rodziny mają dostać po 16 tys. euro odszkodowania (niecałe 70 tys. zł).

Artykuł 8. Konwencji Praw Człowieka dotyczy prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. Brzmi on:

– Każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i rodzinnego, swojego mieszkania i swojej korespondencji.
– Niedopuszczalna jest ingerencja władzy publicznej w korzystanie z tego prawa z wyjątkiem przypadków przewidzianych przez ustawę i koniecznych w demokratycznym społeczeństwie z uwagi na bezpieczeństwo państwowe, bezpieczeństwo publiczne lub dobrobyt gospodarczy kraju, ochronę porządku i zapobieganie przestępstwom, ochronę zdrowia i moralności lub ochronę praw i wolności osób.

Więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,23943903,polska-naruszyla-konwencje-praw-czlowieka-chodzi-o-ekshumacje.html#s=BoxOpMT

Wałbrzych: Pobieranie opłat na parkingach przy ul. Kasztanowej, ul. Kilińskiego, ul. Rycerskiej, аl. Wyzwolenia oraz opłat za wynajem placu na parkingu przy ul. Rycerskiej – nielegalne!

Pobieranie opłat na parkingach przy ul. Kasztanowej, ul. Kilińskiego, ul. Rycerskiej, аl. Wyzwolenia oraz opłat za wynajem placu na parkingu przy ul. Rycerskiej w Wałbrzychu – nielegalne!

Tak 21 sierpnia 2018 r. orzekł WSA we Wrocławiu w sprawie o sygnaturze III SA/Wr 226/18 a dokładnie sąd stwierdził nieważność zarządzenia Prezydenta Miasta Wałbrzycha z dnia 30 kwietnia 2014 roku – zarządzenie numer 398/2014.

Okazuje się, iż Miasto Wałbrzych „ustanowiło” opłaty za parkowanie pojazdów na w/w ulicach pomimo , iż nie są to drogi publiczne. Miasto kazało sobie płacić dość wysokie stawki odpowiednio 2 zł i 15 zł za godzinę. Jednak skandalem był „opłata dodatkowa” 250,00 zł w przypadku nie uiszczenia opłaty.

Okazuje się, iż osób ukaranych „opłatą dodatkową” było bardzo dużo ale nikt nie zaprotestował … do momentu kiedy Miasto Wałbrzych zaczęło dochodzić swoich należności w sądzie.

Wtedy właściciel aut które parkowały na spornym terenie zdecydował się zaskarżyć do WSA we Wrocławiu podstawę prawną -zarządzenie- które pozwalało na pobieranie opłat.

Wyrok sądu jaki zapadł 21 sierpnia 2018 roku jest jednoznaczny, zarządzenie Prezydenta Miasta Wałbrzych jest NIEWAŻNE! Oznacza to, iż an tej podstawie nie tylko parkujący auta mogą domagać się zwrotu „opłat dodatkowych” w wysokości 250 zł ale mogą domagać się także zwrotu opłat za parkowanie.

O ile możemy zrozumieć, iż Prezydent Miasta Wałbrzych może się nie znać na prawie i podpisać nieważne zarządzenie o tyle pytamy się dlaczego do tego dopuściły Pani radca prawny Jolanta Szewczyk i Pani radca prawny Julitta Hekiert?

Zaskarżone zarządzenie obowiązywała w okresie od 1 czerwca 2014 do 30 kwietnia 2015 roku. Wyrok nie jest prawomocny.

Kolejne zarządzenia dotyczące opłat parkingowych w Wałbrzychu także zostaną zaskarżone do WSA przez tę samą osobę.

LC

„Dyżurna prokuratura” od pobicia kobiet. Nie pierwszy raz umarzała niewygodne dla PiS sprawy

„Dyżurna prokuratura” – tak o decyzjach prokurator Magdaleny Kołodziej ze stołecznej Prokuratury Okręgowej mówi lider PO Grzegorz Schetyna. Dziennikarze przypominają, że w ostatnich miesiącach Kołodziej umarzała kontrowersyjne postępowania.

Kilka dni temu informowaliśmy o prokuratorskim umorzeniu śledztwa ws. pobicia kobiet podczas organizowanego przez narodowców Marszu Niepodległości 11 listopada ubiegłego roku.

Według prokurator Magdaleny Kołodziej z Prokuratury Okręgowej w Warszawie szarpanie, uderzanie i wyzywanie kobiet było „okazywaniem niezadowolenia” przez uczestników marszu. RMF FM podało, że prokuratura nie zidentyfikowała i nie przesłuchała podejrzanych.

Sala Kolumnowa i przepustki do Sejmu

Jak się okazuje, tam sama prokurator w lipcu tego roku umorzyła postępowanie w sprawie kryzysu sejmowego w grudniu 2016 r., kiedy decyzją marszałka Sejmu poseł PO Michał Szczerba został wykluczony z obrad, a te po blokadzie mównicy zostały przeniesione do Sali Kolumnowej.

Jak informował w lipcu Onet.pl, prokurator Kołodziej nie zgadzała się z zarzutami opozycji o łamaniu prawa przez PiS. W uzasadnieniu stwierdzała, że to opozycja „zakłócała prace Sejmu” i prowokowała marszałka. Wznowienie śledztwa mimo tej decyzji nakazał wówczas sędzia Igor Tuleya.

„Fakty” TVN przypominają, że Magdalena Kołodziej odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie zakazu wydania dziennikarzom jednorazowych wejściówek do Sejmu w trakcie protestu osób niepełnosprawnych. Przekonywała w uzasadnieniu, że nie było to „utrudnianiem czy tłumieniem krytyki prasowej”.

– Tu nie ma przypadku. To jest, niestety, dyżurna prokuratura – komentował w rozmowie z reporterem „Faktów” lider PO Grzegorz Schetyna. Prokuratura odmówiła „Faktom” komentarza.

Więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,23922497,prokurator-kilkukrotnie-umarzala-sprawy-niewygodne-dla-prawicy.html#BoxNewsImg&a=66&c=96

Policjant z Oleśnicy oskarżony o tortury. Szukał sprawców pobicia swojego syna… który spadł z roweru

Policjant z Oleśnicy oskarżony o torturowanie dwóch młodych mężczyzn. Miał próbować wymusić na nich przyznanie się do pobicia jego syna. Akt oskarżenia opisuje bicie, kopanie po brzuchu, plecach i żebrach, duszenie foliowym workiem i bicie linijką po głowie. A syna policjanta nikt nie pobił.

Do tragedii doszło w lutym 2015 roku. To bardzo głośna sprawa. Informowały o niej media w całej Polsce. Były manifestacje pod siedzibą oleśnickiej policji. Była dymisja komendanta. Oskarżony funkcjonariusz do winy się nie przyznaje. Przekonuje, że nie było go z zatrzymanymi mężczyznami. A z treści aktu oskarżenia wynika, że w torturach mieli uczestniczyć również inni funkcjonariusze. Nie udało się jednak ustalić kto konkretnie. Być może więc wciąż w policji pracują ludzie zamieszani w wymuszanie zeznań torturami.

Jeden się przyznał do pobicia, bo nie wytrzymał… Bezsporne są trzy sprawy – dwaj młodzi mężczyźni byli zatrzymani. Jeden nawet przyznał się do pobicia siedemnastolatka, syna policjanta. Bezsporne jest też to, że zostali pobici, bo były ślady. Nie ma wątpliwości, że syn policjanta pobity nie był. Złożył fałszywe zeznania, bo nie chciał się przyznać do wypadku na rowerze. Został już prawomocnie skazany. Problem w tym, czy Sebastian i Paweł bici byli na komendzie i w okolicznościach, o jakich opowiadali. Oskarżenie jest pewne, że tak. Chociaż w aktach sprawy są sprzeczne ze sobą opinie ekspertów z medycyny sądowej. Sebastian: Kopali mnie po genitaliach, deptali po twarzy Patryk P., syn funkcjonariusza oleśnickiej Komendy Powiatowej zgłosił, że został pobity przez nieznanych sprawców, gdy jechał rowerem do domu. Polica wszczęła w tej sprawie śledztwo. Szybko w aktach pojawiła się notatka służbowa, że sprawcami mogą być Sebastian K. i Paweł S. Zostali zatrzymani. I zaczął się ich dramat. Sebastian opowiadał potem, że policjanci zaprowadzili go do pokoju w komendzie i tam zaczęli kopać po genitaliach. Zakutego w kajdanki ciągnęli za ręce po podłodze, podwieszali do góry, deptali po jego twarzy. Mówili coś o pobitym rowerzyście. W pewnym momencie do pokoju wszedł mężczyzna, który przedstawił się za ojca pobitego chłopaka. Uderzył Sebastiana w twarz tak, że ten spadł z krzesła na podłogę. Klęknął na nim chwycił za szczękę i powiedział: „I tak zginiesz w więzieniu, a jak nie to jak wyjdziesz, to ci wybiję wszystkie zęby i połamię szczękę”. Pod wpływem tortur Sebastian do zarzutów się przyznał i usłyszał zarzuty pobicia. Paweł: założyli mi worek foliowy na twarz Drugi z zatrzymanych – Paweł – też miał się spotkać z ojcem Patryka. Zaczął od uderzenia otwartą dłonią w twarz tak, że Paweł upadł na ziemię. Potem kopał w brzuch, nogi i plecy. Uderzył pięścią w żebra. Pokazał zdjęcie swojego syna i krzyczał do Pawła, że go załatwi. Potem policjanci mieli założyć zatrzymanemu worek foliowy na twarz i bić linijką po głowie. Tak mocno, że linijka się złamała. Matka Sebastiana zeznała w śledztwie, że syn wrócił z policji cały roztrzęsiony. Był posiniaczony. Opowiadał, że się przyznał, bo nie wytrzymał bicia. Jakiś czas później, gdy wyszło na jaw, że Patryk kłamał mówiąc o pobiciu, jego ojciec przyszedł do Sebastiana do domu. Prosił, by nie wnosić oskarżenia. Obiecywał pieniądze. Ale śledztwo wszczęto. kto jeszcze w tym uczestniczył? prokuratura nie wie Jednak prokuratura jest pewna tylko co do tego, że ojciec Patryka uczestniczył w biciu. Innych sprawców w śledztwie nie ustalono. Paweł nie był w stanie rozpoznać innych policjantów. A Sebastian nie doczekał zeznań. Zginął w wypadku drogowym kilka tygodni później.

gazetawroclawska.pl

Oskarżyciel Piaseczny skarży Polskę do Strasburga. Bo nie pozwolono mu zostać sędzią. W tle pismo Święczkowskiego

Prokurator Andrzej Piaseczny, któremu prezydent Andrzej Duda odmówił w czerwcu 2016 r. powołania na stanowisko sędziego, wniósł skargę, do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Podobne skargi wniosło także kilku sędziów. Sprawa Piasecznego jest jednak wyjątkowa – interweniował w niej osobiście prokurator krajowy Bogdan Święczkowski. Czy miał prawo wypowiadać się w sprawie nominacji sędziowskiej?

– Z całą pewnością jest to niedopuszczalne – ocenia prof. Marek Chmaj, który reprezentuje prokuratora w sprawie przed trybunałem.

Prokurator Piaseczny a sprawa Święczkowskiego i Ocieczka

Piaseczny przez lata pracował w wydziale śledczym warszawskiej prokuratury okręgowej. Po zawiadomieniu ABW w 2008 r. prowadził przez dwa lata sprawę ewentualnego przekroczenia uprawnień przez prokuratorów Święczkowskiego oraz Grzegorza Ocieczka (dziś wiceszef CBA).

Chodziło o ich działalność w 2007 r. – Święczkowski był wówczas szefem ABW, a Ocieczek jego zastępcą. Podejrzewano, że obaj zmuszali podległych im funkcjonariuszy Agencji do nielegalnego podsłuchiwania Wojciecha Brochwicza, adwokata i byłego wiceszefa kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa. W ten sposób chciano ponoć rozpracować jego kontakty z politykami PO.

Aby pociągnąć Święczkowskiego i Ocieczka do odpowiedzialności, konieczne było uchylenie im prokuratorskiego immunitetu. Na to nie zgodził się jednak w 2010 r. koleżeński sąd dyscyplinarny. Piaseczny stracił sprawę, a kolejny prokurator ją umorzył.

Prokurator chce zostać sędzią

W 2015 r. Piaseczny zdecydował się na przejście do zawodu sędziego. Po wygranym konkursie Krajowa Rada Sądownictwa przedstawiła prezydentowi jego kandydaturę. Uzasadniała, że „posiada duże i różnorodne doświadczenie oraz wysokie kwalifikacje zawodowe”. Pozytywne opinie Piasecznemu wystawili jego przełożeni w prokuraturze oraz sędzia wizytator od spraw karnych. Na „tak” w sprawie jego przejścia do sądownictwa były także organy samorządu warszawskich sędziów.

W czerwcu 2016 r. prezydent Andrzej Duda odmówił jednak kilku osobom powołania na stanowiska sędziowskie. Wśród nich znalazł się także Piaseczny.

Miesiąc przed decyzją Dudy prokurator krajowy Bogdan Święczkowski napisał list do Andrzeja Dery z Kancelarii Prezydenta. Wrócił w nim do sprawy z 2010 r. prowadzonej przez Piasecznego i przypomniał, że „Analiza materiałów (…) potwierdziła bezzasadność kierowanych wniosków o uchylenie immunitetu w stosunku do prokuratora Bogdana Święczkowskiego oraz prokuratora Grzegorza Ocieczka”. Święczkowski tłumaczy, że materiały ze sprawy są niejawne. Ale zaznacza, że następca Piasecznego sprawę umorzył i jego decyzję utrzymał w mocy sąd.

– To pismo składane „bez żadnego trybu”. Opiniowanie i ocena kandydata na sędziego odbywa się tylko na etapie KRS – mówi jeden z prokuratorów.

Piaseczny, który ma tytuł prokuratora prokuratury okręgowej, został delegowany do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. Pod decyzją o delegacji podpisał się… Bogdan Święczkowski.

Piaseczny (podobnie jak kilku innych niepowołanych przez Andrzeja Dudę sędziów) złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Pod koniec grudnia 2016 r. sąd ją odrzucił. Uznał, że kompetencja prezydenta RP – zarówno w zakresie powołania do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego, jak i odmowy powołania – jest specjalną prerogatywą prezydenta RP jako głowy państwa. Stanowiska sądu pierwszej instancji podtrzymał Naczelny Sąd Administracyjny.

Niepowołani wnieśli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Podnoszą, że spełnili wszystkie wymagania ustawowe, przeszli procedurę kwalifikacyjną, zatem – w ich ocenie – prezydent nie miał prawa arbitralnie odmówić im nominacji. Zarzucają, że uniemożliwiono im dostęp do służby publicznej. Do tego sądy odmówiły im merytorycznego rozstrzygnięcia ich spraw.

gazeta.pl

Prokuratura idzie w zaparte. Kolejny ekspert mówi „plagiat”

Prokuratura Krajowa odmówiła wszczęcia postępowania przygotowawczego przeciw Aldonie Lemie i Beacie Marczak – śledczym, które popełniły wielokrotny plagiat w piśmie do Sejmu. Jako powód podano „brak znamion czynu zabronionego”. Broniąca „swoich” (prok. Lema jest delegowana do PK, prok. Marczak to zastępca Prokuratora Generalnego) decyzja jest jawnie sprzeczna z opiniami ekspertów prawa autorskiego, wprost mówiącymi o złamaniu prawa.

O wykorzystaniu w skierowanym do Sejmu wniosku ws. zatrzymania i aresztowania Stanisława Gawłowskiego kilkudziesięciu fragmentów cudzych prac piszemy już od kilku tygodni. Pierwsze były przedstawione przez prok. Lemę jako swoje słowa nieżyjącego toruńskiego karnisty, prof. Andrzeja Marka. Potem odkryliśmy fragmenty przepisane żywcem także z komentarzy prof. Dariusza Świeckiego, sędziego Izby Karnej Sądu Najwyższego. Kolejne odkrycia to fragmenty prac pod redakcją dra Damiana Flisaka oraz przedstawione jako swoje fragmenty komentarza do prawa autorskiego pod redakcją prof. Ryszarda Markiewicza – jak na ironię dotyczące właśnie istoty plagiatu.

Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/